Walka

Czy można ocalić coś pięknego, coś czystego – przed brudem świata, z ktorego wszystko bierze początek i w czym tkwi z konieczności korzeniami? Z czego wyrasta? Czy mamy dość siły, a przede wszystkim, czy mamy możliwość, by oczyścić swe pragnienia w trakcie realizacji i zaimpregnować je przeciw rzeczywistości? Czy może fakt, że w niej powstają i tkwią, sprawia, że przesiąknięte są nią do głębi i z góry skazane na agonię w bajorze błota?

A jeśli to prawda, czy jest wogóle sens o cokolwiek walczyć, starać się i pocić? Po co?
Jest, ponieważ można walczyć i wygrać. Walka przeciw całej rzeczywistości wydaje się walką z wiatrakami (z ich cieniami, będąc dokładnym), ale nie jest niemożliwą – mimo, że prawdopodobieństwo sukcesu jest bliskie zera. Jeśli choć przez chwilę udaje się ocalić uczucie, to znaczy, że istnieje taka możność – chociaż bardzo prawdopodobne, że stopień trudności jest w większości przypadków zbyt wysoki. W każdym razie – spróbować trzeba. Jeśli i tak skończymy zmasakrowani przez życie i unurzani w pyle ziemi, to ja przynajmniej chcę wiedzieć, za co – za to, że próbowałam walczyć. Moje ciało, zmaltretowane jak każde inne, bo świat to przecież arcysadysta, przynajmniej starało się coś zmienić. A co, jeśli się nie uda? Nic. Każdy kończy tak samo. Tylko życie nas różni.

To ostatnia moja walka – przynajmniej takie mam wrażenie. Życie moje – choć krótkie – przepakowanym mi się zdaje jak stara walizka. Nic bardziej doskonałego – i wartego zachodu – już mi się nie zdarzy. Ryzykuję bez obawy, bo mam świadomość, że “furtka pozostaje zawsze otwarta”.

PS. Jeszcze niedawno twierdziłam, że lepiej się nie wychylać, nie starać się, nie pragnąć, nie ruszać nawet – bo wtedy świat nas nie rani, a lepiej nie cierpieć wogóle – nawet za cenę szczęścia. Niestety… ta droga nie eliminuje cierpienia, a tylko minimalizuje jego odczuwanie. To tylko placebo. A ja nie chcę żyć w kłamstwie, przynajmniej siebie samej nie chcę okłamywać. Terapia zastępcza, wynikająca z czego – z tchórzostwa? ze słabości? Dość. czas podjąć decyzję. “Intrygi tego świata nie są dość zabawne, ani cierpienia dość małe, aby utrzymać swe łzy” – cytując Kostrzewskiego – i by wegetować na nim. Koniec leżenia w barłogu, jęczenia i narzekania. To obrzydliwe. Przez ostatnich sześć lat obserwowałam rzeczywistość z odrazą, pomna Twoich uwag, Mój drogi – i chciałam podążyć Twoją drogą, jednak bez niezbędnych refleksji – z podziwu tylko, z zafascynowania Twoim autorytetem. Znalazłam kolejny element układanki, już wiem, jakie miałeś motywacje. Miałeś prawo odejść. Już rozumiem, dopiero teraz Ciebie rozumiem:

Czy walczyłeś raz?
Czy choić raz wygrałeś?

KAT

7 Replies to “Walka”

  1. Niezwykle cieszy mnie to przemyslenie. Wszakze mowilem Ci, ze jest Swiatlo pomiedzy Cieniami. Nutke niepokoju wprowadza owa “furtka” ale i tak postep jest ogromny. Brawo moja Droga, jestem pod wrazeniem.

  2. Trzeba znaleźdź w sobie taką siłę, aby być w stanie walczyć. Chciałabym w sobie ją znaleźdź… Ale wydaje sie ona być poza zasięgiem.

  3. “A co, jeśli się nie uda? Nic. Każdy kończy tak samo. Tylko życie nas różni”

    to prawda, bliska mi bardzo, jak kazde Twoje powyzej zamieszczone slowo…
    wiesz, ja mysle, ze po prostu dojrzewamy, widzimy, rozumiemy coraz wiecej…
    ja walcze o kazdy swoj dzien, i oczywiscie, ze czesto mi nie wychodzi, ze nadal przewaznie brodze twarza w blocie, ale WIEM , ze probowalam…
    nie mam iluzji jutrzejszego dnia, nie wierze, ze nagle po tych wsyztskich latach obudze sie w jakims “pluszowo-kolorowym” swiecie…nie zapomnialam takze ani jednej chwili z mojego przeszlego (?) czasu…
    jestem swiadoma samej siebie, swiata ktory mnie otacza, wiem, ze nigdy nie bede taka jak “oni”, moze nie bede potrafila smiac sie z tych samych rzeczy co wlasnie oni. najwazniejsze jest jednak ze
    mam swoj swiat, a ten kto go zrouzmie, tym blizszy mi sie stanie…
    poraz pierwszy chce zyc, bo zdalam sobie sprawe, ze tylko tchorze wybieraja “tamta” droge…nie, ja nie wiem kim bede w przyszlosci…
    bede zyla, chocby dlatego by gdy umrzec mi przyjdzie, odejde w spokoju, bo ze swiadomoscia, ze zrobilam wsyztsko co mozliwe…
    i jesli nigdy nie dane mi bedzie znalesc swojego miejsca, wiedziec juz napewno bede, ze to nie moja wina…

  4. Jeszcze niedawno miałam takie same poglądy, ale zrozumiałam, że trzeba walczyć. Nie można się poddawać. Nie można dawać głupiemu życiu za wygraną, trzeba mu skopać tyłek. Ja walczę. Jak do tej pory mi się udaje. Wiem, że nie zmienię całego świata, ale mogę uszczęśliwić jego kawałek. To już jest coś.

  5. Czasami opadają rece i nie ma się siły do walki…tak jak mi dzisiaj!Mogłabym zasnąć i przespać wszystko co ma się stac…

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *