Nie, nie jestem do niego stworzona. Imprezy mnie nudzą, dym papierosowy wywołuje torsje, alkohol odrzuca. Przypadkowo zgromadzone towarzystwo bardziej mierzwi niż bawi. Wolę małe, kameralne spotkania, z dala od tętniących życiem arterii miasta, gdzie wszystko się śpieszy i zaspokaja komercją. Wolę dwie, trzy osoby dobrze dobrane, niż zbieraninę ludzi, która zbiera się w hermetyczne grupki. Znudzone grupki.
Dygresja: Nie tańcz, jak Ci zagrają.
To samo. Unikam takich spotkan jak tylko moge. Jestem abstynentka – wiekszosc ludzi ktorych znam potrafi pic przez prawie caly czas. Ludzie, wszedzie ich pelno, nie mozna znalezc spokoju nawet jesli sie nie decyduje na wspolna zabawe.
Kiedys nauczylam sie nonkonformizmu. Nawet jesli tak “nalezy” nie ide razem z innymi na impreze na ktorej “sa wszyscy”.
W tłumie nie można naprawdę rozmawiać. Nie można nawiązać bliskości. Alkohol często fałszuje myśli i odruchy. Gdy jest mało osób, można komuś spojrzeć w oczy… i zobaczyc cień jego duszy.
staram się nie tańczyć… zobaczymy co z tego wyniknie.. :*
I pod tym stwierdzeniem się podpisuję, nogami i rękami, że najlepsze są imprezy dwu, trzy osobowe. Całkowita racja, Seth.
tak sobie myślę… czy za kilka lat będę myśleć podobnie? hmm jak na razie jeszcze lubię takie spotkania 😉
Imprezy ‘młodzieży’ w moim wieku omijam szerokim łukiem… Nienawidzę alkoholu, papierosów itd. A oni nie rozumieją, że ja potrafię się bawic na trzeźwo. A bycie trzeźwą wśród ludzi zupełnie odmiennego stanu przyjemne nie jest :/
Mam podobne refleksje. I cały czas się zastanawiam po co ja tam poszłam? Przecież znałam scenariusz.
Ja odbieram tą sprawę niemalże identycznie… z tymże generalnie dość chętnie chadzam na większe imprezy kulturalne (czyt. dobre koncerty)…
Ave, kochanie! :*
Jeśli chodzi o taki sposób życia to napewno jest on o wiele lepszy niż ciągłe imprezy i tym podobne i napewno wyjdziesz na tym lepiej niż każda inna osoba… ale to wszystko zależy od człowieka i jego osobowości!
Przytulam mocno! :*
Cóż, ponieważ zwykle staję zupełnie ku ogółowi, bo argument powszechności sądu jest dla mnie raczej antyargumentem, więc z robieniem tego, co powinnam, a czego nie uważam za słuszne, nie mam wiekszego problemu. Owczym pędem gnałam na ślepo jakiś czas, przyznaję się bez bicia, ale tym silniejsze jest we mnie przekonanie, że już tak nie będzie.
Nie daj się zastraszyć!!!
Trzymam kciuki :>
Jeżeli nie rozumieją (a zwykle nie rozumieją), to przecież niewielka strata – różnica priorytetów jest tak wielka, że i tak nie mam czego szukać w ich towarzystwie.
Właściwe pytanie brzmi:
Czemu tam zostałaś, skoro najważniejsze osoby już poszły? ;>
Btw. raczej KONKLUZJA, niz dygresja. Choc moze to ja myle pojecia? Ale tak, czy inaczej ewoluujesz w dobra strone. No i pod jakim przewodnictwem! 😉
Wyszłam niedługo po Was.
Całkowicie popieram. Przesadny samotnik jestem:) Aha, do znudzenia..
Nie lubię tłumów. Masów. Hordów. Sforów.
“Zmieniona definicja.
Ecce homo.
Homo hominis lupus est.
Phobia – lęk przed czymś, odczuwana niechęć.
homofob?
jestem homofobem.
Nie lubię ludzi.”
w sumie zgdadzam się z tobą
Zgadzam się całkowicie. Za bardzo zależy mi na kontaktach z ciekawymi ludźmi by tracić czas na przypadkowe zbieraniny.
Nie, nie mylisz pojęć, tylko cel Ci uciekł 😉
To była DYGRESJA, zaadresowana do konkretnej osoby; zupełnie przypadkiem tylko możnaby ją uznać za KONKLUZJĘ całej notki.
ehh… ja jednak wole wieksze zgromadzenia ludzi… jestem bardziej anonimowa… nie musz esie otwierać.
jednak, małe, kameralne spotkania z dobrze dobranymi ludźmi cenię wysoko…
Kameralne spotkania lubię…czasem. Najlepiej czuję się w pojedynkę/dwójkę, jednak spotkania z wiernymi przyjaciółmi w liczbie czterech zawsze gdy sie odbędą, sa mile potem wspominane. Bez alkoholu, we wzajemym zrozumieniu. Wśród bratnich dusz o wile milej spędza się czas, tym bardziej jeśli owe dusze również nienawidza imprez, dyskotek, natłoku ludzi.
huh, dawno mnie nie bylo 🙂
mi tam w sumie ubojetne czy bedzie duzo ludzi, czy malo, wazne, zebym ich lubil i dobrze sie z nimi gadalo, ot co
Gdybym miała 20 bratnich dusz, spotkanie mogłoby być 20-osobowe (pod warunkiem, że wszyscy się trawią) – dlatego moja antypatia do większych meetingów wynika raczej z faktu, że z większością tam obecnych nie mam ochoty spędzać czasu.
Jeśli to jest “social life”, to muszę być bardzo anti-social. Wolę swój komputer, kapcie i ciepłą herbatkę.
Byliśmy tam razem, ja zostałem dłużej, choć nie wiem po co. I tak każdy mnie zlewał, mogłem zostawić ten pieprzony prezent i zabierać dupę w troki, na co komu ja tam byłem potrzebny…
http://drewno19.webpark.pl/mikro2.html – a to w ramach mojego sarkazmu i walki z pretensjonalnymi linkami.
Wciąż piszę Ci, że ja mam podobnie… moze Cie to już denerwuje, ale i tym razem jest identycznie 🙂 Hehe…
Z tym, że trzech nzajmoych to juz dla mnie tlum) a ja tan najnajbardziej wolę własne towarzystwo… taaaak… ja sama i moje myśli. Dziwna jestem.
Dla mnie nie liczy się ilość ludzi, z jakimi aktualnie jestem w kawiarni, na spacerze czy w kręgielni…
Ważne KTO to jest i czy darzę tą osobę sympatią. Jeśli wszyscy w grupie czują do siebie pozytywne uczucia… to.. czemu nie?
seth, wiekszosc osob z imprezy lubie, ale bardzo duzo znam tylko z widzenia… sa tez osoby ktore mnie denerwuja… coz, mam na tyle paskudny charakter, ze mi nie przeszkadzaja, wrecz przeciwnie – jest z kogo sobie pozartowac
znów cechca wspólna.. widzę.. 🙂 papierosy potworna rzecz.. po imprezie papierosowej,.. wszystkie ciuchy nadają się do prania.. a alkohol podrażnia gorne drogi oddechowe.. o:P i przyprawia o mdłości.. zbyt duże grono ludzi.. to zbyt wielki nakład na psychikę.. z każdej strony.. a w efekcie.. samotność totalna.. choć wśród tłumu..
niah..
Dym papierosowy rzeczywiście jest SZATANEM – ostatnio po jednym dniu prałam ciuchy, bo pani w klepie, w ktorym byłam 2 minuty, raczyła zapalić… 😐
Jak ja kiedyś mogłam spalać paczkę dziennie?!? Bleh…
Każdy lubi co innego. A więc rób to co lubisz oczywiście, w miare możliwości.
Papierosy… Ostatnio stałam [choć właściwie nie musiałam, teraz tego nei rozumeim…] z kilkoma znajomymi, które paliły i zrobiło mi sie tak niedobrze… Nie mówiąc już o tym, ze gdy przyszłam do szkoły śmierdziałam jak martwy trampek :/ Wtedy wykluło się we mnie ABSOLUTNE nigdy, niegdy, przenigdy nie wezmę papierosa do ust… Ja chcę żyć…