Wiosennie mnie pokręcio, owocując niby-nerwicą natręctw. Przy okazji świat zasypał mnie WSZYSTKIM. Co ciekawe, obserwuję, jak długo można robić i żadnych prawie efektów nie widzieć… nienawidzę, po prostu nienawidzę już tej pracy magisterskiej. I serduszek. I gry w okręty (nie pytać).
Łóżko. Tak, zdecydowanie… Może znów sen, który z początku zdawał się koszmarem a la Motel, przerodzi się w coś… powiedzmy… interesującego, chociaż zagrozić by to mogło nieprzyzwoitym spóźnieniem się na zajęcia. Hm, zajęcia – i to już dziś. Zdecydowanie, czas zająć strategiczną pozycję Poduszki, zanim uczyni to Ten, Którego Się Nie Zrzuca.
Z ostatniej chwili:
Już nie płaczę za Islandią: klik