Po co nam walentynki?

Walentynki… fenomen, ktorego – mimo ogromnych checi – nigdy zrozumiec nie umialam. Nie dlatego, ze nie znosze rozawych, przeslodonych karteczek/maskotek/durnostujek i pomimo ze uwielbiam roze. Dlatego, ze nie potrafie wpasowac w moja Lupine Orzecha faktu, ze ktos za romantyczne uwazac moze jakiekolwiek ‘wyznanie pod date’.

Kalendarz pomaga mi w organizacji zycia (coz, przynajmniej powinien… gdyby mial w czym pomagac, naturalnie) i gra role dawcy nadzei, gdy z utesknieniem wypatruje k(ra/ar)teczek z adnotacja ‘Wolne’. Niestety, sluzy rowniez do odliczania kolejnych rownonocy letnich (bardziej akuratne w moim przypadku niz kolejne Wiosny). Nie sluzy i ufam, ze nigdy sluzyc nie bedzie, jako srodek spolecznego przymusu – w glebokim powazaniu mam wszystkie ‘daty’ i niezwykle mnie nie tyle juz nawet dziwi, co irytuje, gdy ktos poczuwa sie do okazania uczucia czy podtrzymywania wiezi z racji jakiejs daty wlasnie oraz jedynie. Coz takie gesty maja wspolnego ze szczeroscia? Nic, w moim mniemaniu – o wiele wiecej z cwalujaca hipokryzja.

Dlatego wszystkim komercyjnym, wysoce konsumpcyjnym swietom mowie zdecydowane NIE. Jesli o nich pamietam, oczywiscie.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *