Ja. Ani w Sylwestra, ani pod zadna inna date. Irytuje mnie przymus zabawy pod kalendarz, wyscig do najorginalniejszego party. Przesilenia i zrownania moge jeszcze zaakceptowac, maja jakos poza-ludzko-arbitralny sens, urodziny rowniez, nawet imieniy, jesli ktos jest religijny. Ale koszmarki takie, jak Sylwester czy – tfu, tfu – Walentynki?
Nie obchodze, nie swietuje, nie wykorzystuje wymowki, by sie upic do nieprzytomnosci czy wydac mase kasy, by sie popisac przed Kowalskimi. Wykorzystuje za to dzien wolny ‘po’, a ‘w czasie’ staram sie ignorowac halasy. Czasem nawert uda mi sie zasnac tuz po dwunastej.
A dwunasta jak kazda inna, tylko jakos tak natezenie imprez na osiedlu wieksze.