Urok

Podobno mam w sobie wiele uroku… byc moze, trudno zaprzeczyc, biorac pod uwage objawy u osob postronnych. Ale w porownaniu do mojej Rodzicielki, ktora za usmiechy i dobre slowa jest w stanie przejechac pol Europy w dwa dni… coz.

Od dwoch i pol miesiecy nieustannie po mojej blond-glowce tlukla sie mysl, jak bardzo chcialabym, zeby Maminy urok i blogoslawienstwo jej arcymistrzostwa w poslugiwaniu sie tymze po raz kolejny wyreczyly mnie w pewnej niezwykle newralgicznej kwestii: gdzie zatrzymac sie w nocy z 30 wrzesnia na 1 pazdziernika… Oczywistym pierwszym ruchem, ktory winna bylam wykonac na samym poczatku mojego pobytu tutaj, bylo zapytanie Housemeistera, czy moglabym opuscic pokoj z samego rana pierwszego (zgodnie z umowa sladu po mnie ma nie byc 30 wrzesnia). Coz, niesmialosc… nosilam sie z tym przez dni siedemdziesiat, az wreszcie – dopingowana przez wizje ponad dwudziestuczterech godzin na lotnisku badz tulania sie po hostelach (…bez internetu!!!) zebralam sie w sobie i, pokonawszy bariere jezykowa i wciaz przypominajac sobie samej w myslach, by sie usmiechac i ogolnie byc bardo mila… pytanie zadalam i uzyskalam pozwolenie. Tak wiec, szczesliwa Wisienka.

W ramach dygresji: niezwykla jest potega kultury i trudno z siebie pewne rzeczy wyrugowac. Jako ateistka, od dziesieciu niemal lat walcze z odruchem (moze raczej z odezwem?) uzywania zwrotow takich, jak ‘Jezus, Maria!’ czy ‘Moj Boze’. Bez wiekszych sukcesow. Szczerze powiedziawszy, z mniejszymi nawet, niz w kwestii przeklenstw…

Coz, po holendersku sie tych zwrotow nie naucze, wiec problem po prostu przestanie istniec!

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *