Przyznam się bez bicia: wychowania klasycznego mi brak, szczególnie w temacie muzyki. Carl Orf i Carmina Burana są mi znane tylko i wyłącznie dlatego, że dekady temu O Fortuna biła szczyty popularności w świecie metalu; nawet nie pamiętam, która grupa i który album nas sobie przedstawiły.
O Fortuna wbiła mnie w krzesło. Czułam, jak moja dusza drga w rytm orkiestry.
Uzmysłowiła mi, że większą przyjemność czerpię ze słuchania utworów, które znam, gdy mogę oczyma duszy wtórować melodii.
A wiedźmy?
W sekcji perkusyjnej ukraińskiej orkiestry Dumka zasiadały samie kobiety: w wieczorowej czerni, z po słowiańskiemu długimi, rozpuszczonymi włosami… I te długie pasma, drgając, sprawiały, że można było dzwięki ich instrumentów zobaczyć, zmaterializowane w powietrzu. Wymieniały się instrumentami przez całą kantatę jak zgrany zespół alchemiczny a gdy stawały za bębnem, ich mowy ciała nie powstydziłaby się wiedźma nad magicznym kotłem.