Czy Internet oglupia

Internet jest narzedziem – narzedzie zas nie przesadza o uzyciu, sposobie uzycia ani o wynikajacych z niego skutkach, czyni to czlowiek narzedzia uzywajacy. Wiec nie, Internet nie oglupia, ludzie sami sie oglupiaja, korzystajac z niego w taki a nie inny sposob.

Niestety, zyjemy w swiecie podbitym idea demokracji, gdzie pojecie ‘wiekszosci’ swieci niezrozumiale dla mnie tryumfy. Wiekszosc jest zwykle conajmniej mierna i w sposob porownywalny z tego cudownego narzedzia korzysta, co sprawia, ze na zasadzie tej (tfu) demokracji i prawa wiekszosci uznac powinno sie siec za oglupiajaca. Z tym, ze ja za demokracje uprzejmie podziekuje i pozostane przy swoim.

Chocolate alert!

Skończyła mi się czekolada..!
Pada, jest buro, zimno i mokro, a do sklepu daleko… Więc piję czekoladowe cappuccino z 10 łyżeczek na kubek i zlizuję z palców Chocolate Body Paint.

To cudowne, jakie rzeczy można wyprosić u szefa, gdy ten jest zadowolonz. Na przykład dwa dni wolnego – akurat na małą, zagraniczną wycieczkę.

Z Warszawz do Eindhoven jest 666 mil. Przypadek?
Aż mi się na HIM zebrało, eh.

Wyjechać czy zostać w kraju?

Zostac w kraju, w ktorym metr mieszkania kosztuje wiecej niz srednia miesieczna pensja? Ktora to pensja po zaplaceniu rachunkow i wykupieniu towarow pierwszej potrzeby jest juz wlasciwie nieistniejaca? Gdzie wszystko jest wyzeczeniem? Gdzie ta srednia pensja jest wlasciwie niewystarczajaca, by prowadzic jednoosobowe gospodarstwo domowe?

Gdzie najwięcej o seksie, antykoncepcji, ciążach, aborcjach, itp. mają do
powiedzenia księża oraz moherowe babcie, które często nigdy penisa na
oczy nie widziały, bo wszystko zawsze odbywało się po ciemku. A
niektóre z nich to nawet siebie nago nie oglądały, bo się wstydziły
same siebie
?

Gdzie agresor jest uznawany za ofiare, jesli prawdziwa ofiara miala czelnosc sie bronic?
Gdzie powszechna jest opinia, ze zgwalcona kobieta ‘sama jest sobie winna, bo byla zbyt wyzywajaca’?

Gdzie Kosciol nie tylko proboje wtykac swoj nochal w prawodawstwo, ale mu sie to nawet udaje?

Nie… wyjechac gdzies, gdzie jest cywilizacja. Bo Polska to Trzeci Swiat.
Mam nadzieje, ze moja Holandia to nie tylko marzenie scietej glowy.

Komu przekazałaś 1% podatku?

Fundacji Azylu pod Psim Aniolem.

Potrzebujace dzieci? Na dzeci zawsze znajda sie pieniadze, poza tym… coz, dzieci wyrastaja na doroslych osobnikow rodzaju ludzkiego, a ja tego gatunku nie darze specjalna sympatia. Juz predzej wplacilabym na rzecz osob starszych… tak, to przejzali osobnicy tego samego gatunku, ale bunt we mnie wzbudza fakt, iz spoleczenstwo jakos tak zaklada, ze mniej im sie nalezy niz dzieciom…

Czy boisz się starości?

Bardzo. Paranoicznie wrecz. Wiekszosci jej aspektow… utraty zdrowia i sprawnosci pociagajacych za soba zaleznosc od innych, zmniejszenia atrakcyjnosci zawodowej oraz – tak, zmniejszenia atrakcyjnosci w ogole.

Owszem, jestem prozna i powierzchowna. Nie chce starosci i planuje powiedziec jej NIE, w swoim czasie. Na sposob uzalezniony od zasobnosci portfela, ale mam nadzieje, ze nasze spotkanie uda mi sie odsunac za pomoca medycyny estetycznej.

Tak. Bo wszystko jest dla ludzi.

Po co nam walentynki?

Walentynki… fenomen, ktorego – mimo ogromnych checi – nigdy zrozumiec nie umialam. Nie dlatego, ze nie znosze rozawych, przeslodonych karteczek/maskotek/durnostujek i pomimo ze uwielbiam roze. Dlatego, ze nie potrafie wpasowac w moja Lupine Orzecha faktu, ze ktos za romantyczne uwazac moze jakiekolwiek ‘wyznanie pod date’.

Kalendarz pomaga mi w organizacji zycia (coz, przynajmniej powinien… gdyby mial w czym pomagac, naturalnie) i gra role dawcy nadzei, gdy z utesknieniem wypatruje k(ra/ar)teczek z adnotacja ‘Wolne’. Niestety, sluzy rowniez do odliczania kolejnych rownonocy letnich (bardziej akuratne w moim przypadku niz kolejne Wiosny). Nie sluzy i ufam, ze nigdy sluzyc nie bedzie, jako srodek spolecznego przymusu – w glebokim powazaniu mam wszystkie ‘daty’ i niezwykle mnie nie tyle juz nawet dziwi, co irytuje, gdy ktos poczuwa sie do okazania uczucia czy podtrzymywania wiezi z racji jakiejs daty wlasnie oraz jedynie. Coz takie gesty maja wspolnego ze szczeroscia? Nic, w moim mniemaniu – o wiele wiecej z cwalujaca hipokryzja.

Dlatego wszystkim komercyjnym, wysoce konsumpcyjnym swietom mowie zdecydowane NIE. Jesli o nich pamietam, oczywiscie.

Czy Twoja pomoc jest szczera?

Jak slusznie twierdzili starozytni Cnota sama jest sobie nagroda. A jesli oczekuje innej nagrody badz czyny motywuje strachem przed kara – po smerci, na Sadzie Ostatecznym – cnota nie jest, dlatego trudno mi jest z zalozenia uznac ludzi religijnych za moralnych, jesli potrzebuja jakiejs mocy nad soba, by czynic to, co nalezy i wstrzymywac sie od tego, czego nie nalezy.

Ja? Ja zaakceptowalam to, co Pascala przeszywalo nieopisanym strachem: zyje ze swiadomoscia zawieszenia w nicosci, bez celu innego niz same w-mgnieniu-oka-istnienie. To, co czynie, dyktuje swoja wewnetrzna wola i Imperatywem Kategorycznym… przewaznie, naturalnie – procz tych momentow, gdy czynie cos (badz nie) ze wzgledu na konsekwencje, ale tylko te doczesne, jestem wolna od niemoralnego strachu przed Istota Wszechmocna.

…choc czasem, przyznac sie musze z rumiencem, legnie sie w mojej glowie mysl, ze byc moze slimaki i glisty uratowane z chodnikow, pajaki i cmy wyprowadzone z pokoi czcza swego zbawce jako boga, w ten malutki, czysty sposob istot… nie bedacych ludzmi. Wszystko, co nie jest ludzkie, jakims takim czystym sie jawi…

…i czasem ten rumieniec rozkwita w jeszcze goretszy, gdy lapie sie na mysli, ze jesli jest jakas Wszechmocna Istota, ktora na dodatek zupelnym nieprawdopodobienstwiem dba o egzystencje tak mialkie, puste i nic nie znaczace, jak ludzkie, to chyba, za wstawiennictwem moich Pelzakow, bylabym tej Istocie mila. Jesli.

Co jest najwazniejsze w zyciu?

Zdrowie.
Przez szereg lat mialam w domu szpital. Loze smierci tuz za sciana. Musialam obserwowac, jak bol wypacza swiat, jak niemoc degeneruje wole, mysli, samo jestestwo czlowieka. Jak nieunikalne i zarazem namacalne, bolecznie widocze – to po prostu za duzo. Jak totalna zaleznosc odzera z godnosci.
Milosc? Co mi po milosci, jesli nie moge okazac swojej w jakis zwyczajny sposob? Pocalunkiem, objeciem, unia dwoch cial? Jak potwornie musze sie czuc, gdy droga mi osoba patrzy na mnie lezaca we wlasnych odchodach? Zygajaca kalem? Smierdzaca, ledwo przytomna, ledwo swiadoma? Nie chce takiej milosci, nie moge tyle od kochajacego wymagac, poza tym jak ja mam kochac kogos, jesli siebie w tej sytuacji kochac nie moge, a tylko brzydze sie soba?
Nie, nie chce milosci, chce zdrowia lub smierci.

Bezpieczenstwo.
Mam paranoje. Cale stado tych wielkich, glosnych padlinozernych ptakow o brudnych, pozlepianych piorach.
Ten strach mnie paralizuje, wchodzac z Depresja w dysonans.
Dlatego potrzebuje poczucia bezpieczenstwa. Nadziei, ze ominie mnie wojna (ktorej szalenie sie boje), ze zanim zniewoli mnie starosc badz choroba, umre po prostu, chociazby ze swojej reki. I ze moi bliscy beda bezpieczni.

Pieniadze.
Nie implikuja szczescia, to prawda. Ale pewien poziom dobrobytu jest do szczescia niezbedny, przynajmniej zdecydowanej wiekszosci ludzkosci. Nie jako cel naturalnie, ale jako srodek (jak twierdzic bede zawsze, w razie dyskusji odsylajac do autorytetow Arystotelesa i Platona).
Nie umieszczam zlota na miejscu pierwszym z tej tylko przyczyny, ze jakkolwiek kupic moze w dzisiejszym swiecie niemalze wszystko, to Bezpieczenstwo i Zdrowie wciaz pozostaja w gestii Fortuny.

Milosc.

Ciezko mi przychodzi wypuscic ten termin spod palcow, bo nie o milosc per se mi chodzi, nie o ten przycpany, nierealny stan burzy hormonow i tryumfu genow nad moja wola.
Tak, jest mily, ale moge przeciez kupic heroine. Badz extasy. Trawe nawet, wyjdzie na to samo.
I bynajmniej nie chodzi mi o sex, sex dla mnie jest jak czekolada – smaczny, moze byc, ale nie potrzebuje do zycia. Moj Sex Drive jest bliski zeru, niemalze nie istnieje
Nie, chodzi mi… o ta bliskosc, o swiadomosc, ze gdzies tam jest ktos, kto mnie akceptuje, pragnie, dostrzega we mnie piekno. Pragne bliskosci, pragne dac szczescie i przyjemnosc tej osobie i z jej przyjemnosci ja z kolei czerpie swoja. Widzac siebie w tych oczach, widze sens i zupelnie mnie nie obchodzi, ze nie jest to jakis sens totalny, ze z punktu widzenia Wszechswiata wciaz nic nie znaczymy.

Kto sie nie bawi w Sylwestra?

Ja. Ani w Sylwestra, ani pod zadna inna date. Irytuje mnie przymus zabawy pod kalendarz, wyscig do najorginalniejszego party. Przesilenia i zrownania moge jeszcze zaakceptowac, maja jakos poza-ludzko-arbitralny sens, urodziny rowniez, nawet imieniy, jesli ktos jest religijny. Ale koszmarki takie, jak Sylwester czy – tfu, tfu – Walentynki?

Nie obchodze, nie swietuje, nie wykorzystuje wymowki, by sie upic do nieprzytomnosci czy wydac mase kasy, by sie popisac przed Kowalskimi. Wykorzystuje za to dzien wolny ‘po’, a ‘w czasie’ staram sie ignorowac halasy. Czasem nawert uda mi sie zasnac tuz po dwunastej.

A dwunasta jak kazda inna, tylko jakos tak natezenie imprez na osiedlu wieksze.

Czy nalezysz do Generacji V?

Irytuje mnie strasznie to cale szufladkowanie… ‘Generalcja JPII’, ‘Generacja V’, ‘Generacja Zielonego Groszka’…

…ale w tej Generacji V cos jest, przyznac musze z niechecia…

Gdy wstaje rano, po drodze do rannego obmycia twarzy, wlaczam duzym palcem u stopy moj komputer. Wracam do niego z platkami taplajacymi sie w mleku z dodatkiem jogurtu owocowego w jednej rece, i pol-litrowym kubkiem herbaty w drugiej by w czasie sniadania odprawic swoj rytual: poczta, komiksy, RSS… Gdy czegos nie wiem badz czegos mi potrzeba, najpierw sprawdzam to w Sieci (starajac sie traktowac fora jedynie opiniotworczo i odsiewac ‘Domoroslych Specjalistow Od Wszystkiego’ z dyplomem Neostrady).

Studia filozoficzne? Teksty z sieci badz skany przesylane wirtualna poczta, dyskusje na tematy zadane przez GG, opinie wyssane z kabelka i przesiane. Wiekszosc mojej magisterialnej bibliografii braknie ISBN, ma za to hyperlink…

Studia informatyczne? Chyba nawet nie musze sie rozpisywac. Siec pelna geba, srodowisko wirtualne. Wkrotce, wirtualne spoleczenstwo.

Czas wolny? Jestem uzalezniona od MMO. Dnie, wieczory i noce spedzam, mordujac potwory i rozmawiajac na TeamSpeak. Wiekszosc moich kontaktow towarzyskich ma miejsce w tym wirtualnym gronie, wiekszosc moich znajomych wiaze bardziej z ich awatarami, niz z twarzami. Oprocz tych najblizszych oczywiscie, ale ich rowniez wylowilam z sieci. Tak, jak Meleth Nin. Chociaz, ci mi najblizsi mimo iz wywodza sie z wirtualnych swiatow, bliscy mi sa bardziej dzieki odniesieniu do rzeczywistosci i tego, co w niej razem mamy, niz do egzystencji z bitow.

Tak, zyje wirtualnie i jakkolwiek niechetnie, tutaj chyba dac sie musze zaszufladkowac: naleze do V. Jesli nie do generacji, to na pewno do spolecznosci.