Kłębek obaw

Zapalam się, płonę i spalam.
Sypiam po cztery-pięć godzin na dobę. Przez resztę czasu myślę, snuję plany leżąc w połogu z obawami. Nic już nie wiem, czy to jeden wielki żart? Jakaś ukryta kamera? Czy skarb? Cholera, nie wiem. Od ciągłego krwiozapędu mam nieustającą migrenę, od niejedzenia i strachu porażający ból brzucha i nieustające poczucie, że zaraz zwrócę ten kawałek świata. Tylko, że z powodu niejedzenia nie mam czego zwracać. Żeby nie trzęsły mi się ręce, strzelam sobie rano kielicha; skutek opłakany bo upijam się już przecież połową piwa. Chodzę z nieprzyzwoitym uśmiechem przypiętym do twarzy, zamaist oczy mam gwiazdy za którymi odwraca się połowa ulicy. Szkielecik z gwiazdeczkami.

Widzieliście ten fotomontarz? Modelka, a w odbiciu grubaska. Tak, naprawdę tak właśnie widzą świat osoby z zaburzeniami samooceny. Gdy widzę się w lustrze, widzę pulchną dziewczynkę, jakbym się od wieku lat 13 nie zmieniła (a te dwa rozmiary w biuście to co?! w dół oczywiście). Wystarczy, że nie zobaczę swojej twarzy, już postrzegam chudzinę. Ale to nic nie zmienia.

Trzydzieści dni i osiem minut… I, proszę Państwa, Wielka Konfrontacja. Cóż, cokolwiek los przyniesie, zamierzam wyjść z tego z twarzą, więc może lepiej się przestać martwić na zapas.

Totalnie zapomniałam, że miałam się nauczyć PHPa, bogowie, jaka wpadka…
 O kurwakurwakurwakurwa. Kurwa.

Gdybym mogła być…

…Holenderką. O trzy-cztery lata młodszą, chociaż to już niekoniecznie.

Na szczęście, świat w XXI wieku jest dość mały. Mam nadzieję.

Rose Wine

Jeśli robić sobie dobrze, to na całego. Ograniczanie się w takiej sytuacji nic dobrego nie przyniesie.

…dlatego po prostu nie moge robić sobie dobrze, bo stała liczba kulek u Grycana wzrosła do czterech. Przynajmniej zrezygnowałam z bitej śmietany. Nie, nie w trosce o linię, ona po prostu psuje smak.

Różane wino… mam nadzieje, że pewna siostra zostanie w ramach kary wysłana na różobranie i będę się mogła oddać smakowej masturbacji, gdy napój dojrzeje. Na razie różane dżemy i herbatki, taka mała namiastka. Na zmianę z truskawkami. Mrau.

Blondynka vs iPhone – 1:0 dla iPhone

iPhones to oficjalnie telefony blondynkoodporne. Ruchliwe paluszki blondynek, lubiące obmacywać wszystko, a zwłaszcza nowinki technicze, nie były w stanie poradzić sobie z odblokowaniem tego cudu techniki. Na szczęście, życzliwy własciciel tegoż postanowił skrócić męczarnie blondynki – oraz swojego telefonu – i oświecił nieoświeconą, że iPhone ma touchscreen. Blondynka przybrała barwę pół-narodową.

Uwaga na nisko i szybko latające wyrazy frustracji!
Tydzień wcześniej
-Panie profesorze, jakie będą tematy na przyszłotygodniowym kolokwium?
-Jakim kolokwium? W przyszłym tygodniu nie ma żadnego kolokwium.
-Ale mówił Pan…
-Nie ma kolokwium, przynosicie indeksy i wpisuję oceny.
-No ale te tematy, które omawialiśmy od poprzedniego kolokwium…
-Będę dopiero na egzaminie
-*happy*

W następnym tygodniu

-Ale czego wy wszyscy się kujecie?
-Jak to czego, statystyki.
-…

-Panie profesorze..?
-Ależ oczywiście, że jest kolokwium. Nigdy nie mówiłem, że nie ma kolokwium.
-#$%#@!

P
otok słów, którym zalewałam w dniu wczorajszym najbliższe otoczenie, nie należał do ‘parlamentarnych’. Naprawdę nie rozumiem, skąd bierze się w ludziach taka złośliwość. KEEL!

FCK Flag

Podniecona młynem dookoła, zapomniałam o kolejnej zerówce. Ale, oczywiście, poszłam pisać i dostałam… dobry. Paranoja! Człowiek naprawdę ma ochotę strzelić sobie w takich momentach w łeb… Pytania banalne, tylko wiedza nieodświeżona. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, to wiem, ale nic nie poradzę, kiedy “prawie” wywołuje we mnie bunt. Tak więc mam “prawie bardzo dobry” i czeka mnie strasznie dużo kucia, żeby udowodnić sobie i bardzo miłemu panu wykładowcy, że jednam umiem.

RST.

There’s no Sunshine

A więc jednak, wakacje w Stuttgarcie. Do ostatniej chwili miałam nadzieję, że system nawali i zwolni mnie z odpowiedzialności – porażająco dziecinne… Bo przecież to nie ja wycofałabym się chyłkiem, tylko po prostu “Tak miało być”. A jednak, z miesięcznym opóźnieniem, mamy decyzję na Tak.

Patrzę w swoje zielone okna i zastanawiam się, czy podołam. Całkiem to głupie, ponieważ wiem, że podołam – umiem się przecież znajdywać w trudnych sytuacjach (przecież właśnie piszę, co oznacza, że raczej żyje, co implikuje, że przeżyłam… swoją młodość – to naprawdę wyczyn!), tylko najzwyczajniej w świecie mi się nie chce.

Boję się tylko, że jak po trzech miesiącach wrócę, Kot mnie nie pozna… Snif…
Co znamienne, zupełnie nie rusza mnie fakt, że być może nie pogram w nic online przez 90 dni. Naprawdę mnie ten fakt zaskakuje, w końcu jestem przecież osobą, która nie tak dawno potrzebowała MMORPG jak powietrza. I wody. I jedzenia. A nawet bardziej. Hmm. Ciekawe, czy The Sims 2 pójdą jakoś przyzwoicie na Wisience. Pewnie nie..

Czy można do Wisienki dokupić dodatkową kość RAMu? Chyba muszę pomaltretować DELL.pl.

Kołysanki

Piękna wiosna, w powietrzu zapach pierników. Zastanawiam się, czy świat się na mnie mści, mrugając karze przejrzeć się w lustrze? Heh, no tak. Oczywiście. A to wszystko z przekory! Zła, niedobra dziewczynka ^^ Tylko, dlaczego konkretnie? Tak rzadko mi się to przytrafia, że kwestia ta nie daje mi spokoju.


D
ni lecą, czas na rozwiązania siłowe z wykorzystaniem kalendarzyka i rozpisanych starannie godzin. Nie mam już czasu, by go marnować. A chcę się jeszcze wcisnąć do Rygi. Bleh. Jakieś porady na temat: Jak się zmobilizować do napisania czegoś, co nas już w ogóle nie interesuje?

: I’ll kill her SokO

Za Boga, Królową i Funty!

Wiosennie mnie pokręcio, owocując niby-nerwicą natręctw. Przy okazji świat zasypał mnie WSZYSTKIM. Co ciekawe, obserwuję, jak długo można robić i żadnych prawie efektów nie widzieć… nienawidzę, po prostu nienawidzę już tej pracy magisterskiej. I serduszek. I gry w okręty (nie pytać).

Łóżko. Tak, zdecydowanie… Może znów sen, który z początku zdawał się koszmarem a la Motel, przerodzi się w coś… powiedzmy… interesującego, chociaż zagrozić by to mogło nieprzyzwoitym spóźnieniem się na zajęcia. Hm, zajęcia – i to już dziś. Zdecydowanie, czas zająć strategiczną pozycję Poduszki, zanim uczyni to Ten, Którego Się Nie Zrzuca.


Z
ostatniej chwili:

J
uż nie płaczę za Islandią: klik

Sailboats and Sunsets

Straż Nocna. Powoli odzyskuję wiarę w Pratchetta – może nie wybucham niepochamowanym śmiechem w środkach publicznego transportu z częstotliwością minimum dwóch razy na stronę, ale chociaż nie mogę się oderwać i podśmiewam się w rękaw. A już miałam zarzucić swoją kolekcję.

Przez kolejny kwartał – co najmniej – nie wyślę ani jednego listu, nie nalepię ni jednego znaczka ani żadnej przeklętej etykiety. Czuję się jak robot pocztowy i coraz poważniej zastanawiam się, czy chcę się w tym dalej babrać szczególnie, że Szefowa rozważa prowadzenie Fundacji na cały etat, ja natomiast – naturalnie – ani trochę nie jestem zainteresowana udziałem w tym przedsięwzięciu w pełnym wymiarze godzin. Tak na marginesie, naprawdę powinna uśmiechnąć się do jakiejś
profesjonalnej agencji reklamowej, materiały fundacyjne są szkaradne… A może to tylko moja awersja do serduszek i dzieci? Hm, nie , mój zmysł estetyczny zdecydowanie domaga się lepszych warunków pracy.

Anglia, Anglia… tak czy siak i tak wyląduję w Anglii. Naprawdę ostrzyłam sobie kiełki na tą Islandię, miałam ochotę na coś “świeżego”. Speaking of England: beer! I’d gladly go for a drink. Away from my PCs.

Hasło na dziś (którego sponsorką jest – naturalnie – Karen Walker!)
-Sailboats and Sunsets, baby!
-How romantic, what does it mean?
-He nailed me on a windjammer at 6.17pm.

W oczekiwaniu na małą katastrofę

Przecież te listy różniły się tylko jednym akapitem… Polacy i tak nie umieją czytać, nie zorientują się…Bleh. Teraz tylko czekam, aż zorientuje się Szefowa i… znowu będę mieć dużo czasu!

Hmm, chyba czas na odrobinę rozpusty: nieco Will & Grace, nieco traktorzenia i nieprzyzwoita ilość czerwonej herbaty – to jest to, co chore na umyśle dziewczynki lubią najbardziej!

Proszę nie zwracać uwagi na dochodzące Was co jakiś czas wybuchy niekontrolowanego śmiechu.

Hasło na dziś:
-I love being home-bound. Or going to his place and being bound.