Mała ja, duży Ty

Chciałabym powiedzieć, że chce mi się wyć. Chaciałabym chcieć wyć. Ale mi się nie chce. Nie chce mi się chcieć. To podobno groźne jest.

Nie zgadzam się z opinią, że filozofia nie udziela odpowiedzi na żadne ważne pytania – otóż udziela, na dodatek interdyscyplinarnie: można się na przykład dowiedzieć, jak dalece jest się niemoralnym (ahhh mój idol Jacek Hołówka; jego anegdotki o – własnej! -żonie uwielbiam wręcz pasjami, jej o nim zresztą też…), i to z powodów uznawanych powszechnie za dowód moralności; a także, że cierpi się na depresję od jakiś kilkinastu lat (hm, to ma sens, chociaż myślałam, że problem ten datuje się najwyżej kilka wiosen wstecz).

Hasło na dziś:

Jedną z rzeczy, która wynosi na szczyt bycia godnym pożałowania, jest nieudana próba samobójcza.

A na deser…

…po życiu, gdy już nic nie zostanie…. jabłko w gustownej polewie z cyjanku potasu!

PS. Pozdrowienia dla słodkiej Lukrecji, z której planami życiowymi chcielibyśmy się, póki co, utożsamiać! ^^

Ż: Damn me Deathstars

Don’t pray for me

Za każdym razem, gdy przychodzi mi w ramach notki zamieścić tekst piosenki, czuję się trochę nieswojo, bowiem to takie… pozerskie… na pierwszy rzut oka. Pociesza mnie jedynie świadomość, że – primo – naprawdę cały dzień gryzę się z myślą o takiej notce i rozważam, czy to na pewno konieczne, oraz – secundo – zamieszczam takową, gdy już jestem pewna, że liryki owe oddają moje myśli lepiej, niż mogłabym to uczynić w danym momencie własnym słowami.

Zatem: Dzisiejszy program sponsoruje literka M!

Life is simple, life is sweet
The perspective from down on your knees
Will kill
You from within

Fortune and fame,
Torture and shame
Think twice before you speak
Glory and blame,
It’s all the same
My game is your defeat

Don’t pray for me!
I don’t need your sympathy
I don’t want your God protecting me
Don’t pray for me!
I don’t want your empathy
I don’t need your Savior saving me
Don’t pray for me!

Aw well, the bitter smile for all the tears I hide.
Pozwolę sobie jeszcze rzucić jednym refrenem, który ostatnio opanował moją biedną, chorą głowę (skoro już jesteśmy przy cytatach, pójdźmy na całość):
I’m not in love, but I’m gonna fuck you till somebody better comes along.

EDIT: Inspiracja? Szlaja się wszędzie dookoła, tylko do mnie przyjść nie może… A jak już, to zapomni przyprowadzić ze sobą chęci i czas. Wee-weee.

Ż: Don’t pray for me Marylin Manson

Uniwersalna biorgrafia

-wydrukować w dwóch egzemplarzach, podpisać czytelnie imieniem i nazwiskiem.

Gdzie się, do diabła, podziały kolory? I głębia?
Moje życie to kiepska kopia filmu, zjechana tak, że w zasadzie jednobarwna, przeorana ziarnem… N.I.J.A.K.A.

Wiem, że tak nie powinno być. Wiem, że róże są czerwone tak, że przez ich płatki łodyga jest jeszcze bardziej zielona. Że wiosenne niebo jest niebieskie. Pamiętam. Kiedyś. Wiem, co jest czerwone, co niebieskie, co zielone. Ale NIE WIDZĘ tej czerwieni, nie pamiętaj JEJ.. wspomnienia zbyt dawne i zaszłe kurzem, a oczy… jakimś bielmem jak rybia łuska…
A może nie oczy?

Boleśnie ostry krzyk budzika zrywa mnie na nogi. Co rano. Nie ze snu, bo już nie śnię. Z łóżka. Nie, nie z łóżka. “Łóżko” ma w sobie jakieś ciepło, jakąś konotację z tym wszystkim miłym i ciepłym – niedzielnym, świątecznym, rodzinnym. Więc niech będzie – posłanie.
Jest szaro. Wiosenne słońce powinno być płomiennozłote. Jest szare. Zapach kawy jest też szary, sztuczny i jałowy. Nieodłączny jak ten budzik. Jak prysznic szarej wody. Dostaję cholery przeważnie rankami, odkąd wiem już, że wszytsko jest boleśnie nie tak. Że kawa powinna mieć tą samą nutkę ciepła co łóżko – to słońce w pierwszym łyku… Próbuję je odszukać i chyba dlatego jeszcze wciąż pijękawę. Ale nie mogę, wciąż je mijam i nie poznaję.

Byłoby mi łatwiej nie pamiętać. Błoga nieświadomości. Cholera.
I to pytanie: jak długo patrzę i nie widzę?

Szara ulica, szary tłum. Praca. Szara. Jadłodajna. Tylko. Coś tu się gdzieś zgubiło. Pamiętam. Miałą mieć smak samospełnienia. Mogę sobie teraz usilnie wmawiać, że ma ono gorzko-smutną nutę.

Automatyczne drzwi z żałośnie zimnego szkła. Odbicie jak szary cień, znajome rysy twarzy – choć przysiegam, żepowinny wyglądać inaczej… coż wyrwało do przodu i wygięło je w straszne podskórne, podmięśniowe, podkostne zmęczenie.
Zwykle unikam spoglądania w to spłowiałe wytarte odbicie… szare szklane oczy w spłowiałej twarzy…

Czy Ty widzisz moje oczy?

ZZZzzZZZzzZZzz

…bezsenność…
…a tutaj… chyba coś zdechło…

…all my dreams fly to far away countries… my angel in Chiclayo, my summon in Lisboa…

Ż: Hands of time Marty Friedman

Ćmy

Czuję się jak folią powleczona. Wskazówki zegara sięgają nieznanych wcześniej obszarów, myśli i uczucia – na drugą stronę ziemi, ale nie w przyszłość; absolutnie nie w przyszłość.

Próbuję wydestylować tajniki świata z zakurzonych książek – tony przemyślanego na wylot papieru, tony godzin poświęconych na zgłębienie konkluzji dawno zmarłych i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to wszystko byłoby niepotrzebne, gdyby ludzka natura nie była tak beznadziejnie niedoskonała. Ale cóż, między aniołami nie umiera się ze zgryzoty, tylko z nudów.

…banał banałem pogania

My inspiration had gone dry…

Bardziej jutro niż dziś… Sen podkrada się pod drzwi, ale przeganiam go jak szkodnika… Tylko po co? Lepiej spać przecież… Moje palce tęsknią za tańcem pióra na papierze, ale stalówka nie ma czego wytańczyć od dawna… Więc rodzą się stada wielokropków, z myśli nie do ujęcia w słowa. Na jawie śnię o ogrodach i szeleście jedwabiu, nocami – nie śnię; przemierzam cmentarze marzeń, skulona pod poduszką – poduszka jest przecież kota. „Męstwo bycia”? Afirmacja śmierci przez afirmację życia? Zawsze powtarzałam, że najszczęśliwszymi pozostają ci, którzy umierają w pełni szczęścia…

….chaos, chaos, chaos

Katedra Nicości

Gotyckość żelek osiągnęła nowy, wyższy poziom – spragnieni mroku mogą pożywiać swe czarne serca i żołądki wampirycznymi żelkami w kształcie latających myszy o jedynym słusznym smaku anyżku. A więc życie nie jest aż takie złe. Jest gorsze. Jest ghotyckie.

Kubek gorącej herbaty dla rozgrzania dłoni, wzrok omijający estetyczną porażkę Królowej Śniegu za oknem, szuka azylu w świecie wachlarzy i płatków wiśni. Boże Narodzenie? Obfita kolacja w szerszym niż zazwyczaj gronie rodzinnym; uznaję za niezaliczone w obliczu braku grzybowej z łazankami. Sylwester? Zamierzam przespać, wtulona w kocią sierść. Z chęcią przyjęłabym ofertę przespania życia w całości.

Ż: Benedictine Choir of St. Michael’s

no subject

Sposób, w jaki używasz języka, świadczy o Twoim życiu mentalnym. A więc brak finezji w słowach ma jednoznacznie wskazywać na uwstecznienie w rozwoju? Pozwolę sobie zaoponować – może również oznaczać uzyskanie nowych jakości bądź postęp na wcześniej obranej drodze. Dążeniu do prostoty, na przykład – moje reakcje alergiczna na przerost formy nad treścią wciąż eskalują.

Ale w jednym przyznać muszę rację – umiejętność dialogu powoli we mnie zanika, ostatnie okna mojej duszy otwarte na drugiego człowieka powoli się zatrzaskują. Niestety? To wcale nie jest takie oczywiste… Przepraszam, wiem, że pachnie to egoizmem w czystej postaci. Próby zaaplikowania remedium w postaci Małej Czarnej Tabletki zostaną podjęte w tym tygodniu. Ale… coraz wyraźniej czuję, że chociaż, mogę spróbować się do ludzi zbliżyć, łączenie się z nimi nie ma w moim przypadku sensu. Poza tym – wiązanie się z Wilkiem Stepowym to przejaw albo wielkiego masochizmu, albo głupoty – przynamniej jedno z dwojga.

Hasło na dziś (przyznam, że nieco hermetyczne):

Kowalski wyprowadził Izrael z Egiptu,
Nowak nadał przykazania
A Mojżesz nie istniał.