Ogień z nieba

Podobno Bóg, za namową Abrahama, zgodził się oszczędzić Sodomę i Gomorę ze względu na chociażby dziesięciu sprawiedliwych – tak, że zagłada spotkała je dopiero za czasów Lota.
Ja nie oszczędziłabym LUDZKOŚCI ze względu na JEDNEGO ‘sprawiedliwego’; czy to czyni mnie nazbyt okrutną? I nie spodziewam się drugiego Abrahama.

Gdybym miała w rękach narzędzie zagłady całej ludzkości i tylko ludzkości, użyłabym go bez wahania, bo nie mogę w niej znaleźć nic, absolutnie nic zdolnego uczynić zadość temu, co wnosi ona w ten świat.

Świat jest dziwny

Nie wiem, jakim cudem, ale Wiosna – ta wyczekiwana i wytęskniona przez ciemne zimowe miesiące Wiosna – jest chyba najbardziej depresjogenną porą roku. Za oknem tak, jak bym chciała – a w środku trochę gorzej… różne dziwne wspomnienia powracają hurtem, sprzed roku, sprzed dwóch lat i więcej… Myśli też jakieś dziwne, stare graty na nowo odkurzone… Nie podoba mi się to, nie podoba mi się to wcale. Zaczęłam dziś znowu pisać wiersze, a to bardzo zły znak.

A najbardziej – najbardziej boję się wieczora…
Bo Moja Miłość rozpocznie działania prewencyjne w postaci Gilgula i…
Tak się właściwie zastanawiam, kiedy sąsiedzi zaalarmowani tymi dziwnymi dźwiękami, wezwą wreszcie Policję? :>

Moja torba*

1. Przybory do pisania, czyli trzy Parkery piszące atramentami:
  # czarnym
  #czerwonym
  #w kolorze sepii
2. Zapasowy czerwony nabój (reszta piór na tłoczki)
3. Złamany ołówek z Diddl (?!?)
4. Mała pomarańczowa szczoteczka i pasta do zębów.
5. Słodzik
6. Wilgotne chusteczki
7. Chusteczki higieniczne Aromatherapy: Echinacea + kilka zużytych chusteczek
8. Vaseline Intensive Care: Cherry
9. Puder Manhattan w kamieniu (Teint Transparent 0)
10. Szminka Manhattan – Aqua pearls 110
11. Papierowy pilniczek
12. Vratizolin
13. Tampony O.B.
14. Portfel
  #warszawska karta miejska
  #stos rachunków
  #łuska karpia sprzed 2 lat chyba
  #garść drobnego bilonu
  #ćwierćdolarówka po przejściach
  #zero banknotów
  #karta do bankomatu
  #legitymacja studencka
  #dowód osobisty
  #zdjęcie Tego Jedynego
  #skalpel
  #wisiorek z żyletką
  #karta biblioteki IfiS
  #karta stałego klienta „Fabryki kopii” :>
15. Mały zeszycik w róże z rozkładami autobusów
16. Zeszyt w maki do wykładu „Historia Filozofii Nowożytnej”
17. Zeszyt z maską zbiorczy na seminaria z Plotyna i Ossowskiej
18. Nokia 3410 w czarnej obudowie
19. MP3-Palyer (dyskografia RAMMSTEIN)
20. Wosk ortodontyczny
21. Pojedynczy klucz do mieszkania
22. Mała łyżeczka (na wypadek, gdyby mnie naszło na jogurt między zajęciami)
23. Rękopis znaleziony w Saragossie Potockiego
24. Dwa tomy „Historii Filozofii” Copplestona
25. Kartki z zapiskami naszych z Potworkiem rozmów z zajęć
26. Butelka z wodą gazowaną
27. Zapasowy zestaw akumulatorów do grajka.

*właściwie plecak (dziś)

torba_baner.gif

Petycja

Ja, niżej podpisana, zwracam się z ogromną prośbą do wszystkich związanych z powstawaniem wydawnictw metalowych, o przykładanie większej uwagi do poprawności języka, którym się posługują. Jeżeli autorów cechuje buńczuczna bezkrytyczność w temacie ich znajomości angielskiego na przykład, to może chociaż wydawca wynajmie jakiegoś filologa? Żeby tym, co rzuca się w oczy na pierwszej stronie popularnego, wysokonakładowego branżowego pisma, nie był rażący byk gramatyczny (vel ortograficzny; zależy, jakie znaczenie chłopcy mieli na myśli)? Bo o tekstach nie wspomnę (skoro ich zrozumieć nie mogę 😐 bo nie ma w nich ani jednego zdania, tylko same zwroty)?
Ja >:]

Hasło na dziś:
#cemetery sadnessly trees

Spring – Winter – Still [here]

Coś w powietrzu karze mi wierzyć – mimo wciąż okupującego ulice śniegu – że doczekałam wiosny, że koniec zimy już blisko. Lada moment – mam nadzieję – pojawi się impuls, który skruszy moją lodową skorupę i pozwoli mi zakiełkować.

Pisałam kiedyś o Moim Ogrodzie; o tym, że jest martwy i nieurodzajny, że nic w nim już nigdy nie urośnie. Czuję, że coś się we mnie wije, gotowe do wyjścia na słońce. Małe i radosne. Silne. Przetrwało zimę, przetrwało śnieżne burze i gradobicia (oh, I’m a snow-dancer…) – znalazło swoją małą, prywatną i przytulną niszę w nagiej stale. W przyszłości zazieleni jej ściany, wypełni życiem…

Skąd u mnie to nasiono?
Nie wiem. Nie wiem, czy zawsze u mnie było i tylko skryło się w mroku, czy może znalazłam je dopiero bądź dostała. Nieważne. Będzie piękne. I dobre. Wyrośnie.

PS. Ta notka oznacza również, że… chyba nie potrafię sobie poradzić ze swoim nałogiem 😐

The End & The Beginning

Era blogowania z nastawieniem ‘na zewnątrz’ dobiegła końca (bo blogi są nudne; bo nie mam czasu; bo nic z tego nie wynika; bo mnie oczy od monitora bolą). Innymi słowy – nie chce mi się.

Co to oznacza? Oznacza to między innymi, że z rzadka tu będę. Że wszystkie te miluśkie maluśkie rybeńki, które przypływają tu, by cokolwiek zostawić i liczyć za wzajemność (w odwiedzeniu ich i zostawieniu po sobie czegokolwiek również, byleby numerka w statystyce) mogą przestać przypływać. Że mam ważniejsze sprawy na głowie.

But still I am watching ]:>

To never forget

No one knows what it’s like
to be the bad man
to be the sad man
behind blue eyes

And no one knows what it’s like
to be hated
to be fated
to telling only lies

But my dreams
they aren’t as empty
as my conscience seems to be
I have hours, only lonely
my love is vengeance
that’s never free

No one knows what it’s like
to feel these feelin’s
like I do
and I blame you

No one bites back as hard
on their anger
none of my pain an’ woe
can show through

No one knows what it’s like
to be mistreated
to be defeated
behind blue eyes

And no one knows how to say
that they’re sorry
and don’t worry
I’m not telling lies

No one knows what it’s like
to be the bad man
to be the sad man
behind blue eyes

In the close
all the gray
I’ll stay if you
go away
concrete
tall as the sky
movement passin’ me by
and you blush
what a rush
a reminisce
cold crush
next door
ear to the wall
all the tension
wait for the call

I wish I wish, I wish I wish
I wish it was all that easy

Behind Blue Eyes
written by Pete Townsend
preformed by Limp Bizkit

Everyday forever

Życie pod jednym dachem to wyższa szkoła jazdy – inny typ współżycia, niż spotkania na dochodnego, gdzieś w wolnym czasie; to więcej obowiązków, więcej ograniczeń, więcej czasu razem i nie do końca dla samego siebie. I nawet nasze problemy nie do końca są nasze tylko – dotyczą też drugiej strony, z nią także musimy się liczyć.

Powoli uczę się, że nie jestem już po prostu swoja, że wszystko muszę dzielić na dwa i pamiętać, że wszystko z dwóch stron będzie odbierane. Żyję w moim małym na zawsze z pełną świadomością tego, że nie mówi się ani „nigdy”, ani „zawsze”. Nie mam pretensji do ognia o to, że parzy – stwierdzam tylko, że owszem, czasem pali skórę głębiej lub płyciej. Ale grzeje. I oświetla – coś za coś, takie jest życie. Decyzję o przyszłości podjęłam z pełną świadomością konsekwencji.

Drugie czekoladowe serduszko na poprawienie humoru 😀
Masz rację, Potworku Dear, JWCzekolada jest PYSZNA! Dobrze, że mam dzisiaj studencki, półtoragodzinny WF…

Dni trzysta i tydzień

Tyle jesteśmy razem. To dużo, czy mało?
Dla mnie mało – bo odnoszę to do przyszłości. A z drugiej strony – dużo, to trzysta i siedem dni znoszenia siebie i swoich humorów, i trzysta i siedem dni dzielenia codziennych domowych obowiązków… Trzysta i siedem dni, gdy nie można już iść na łatwiznę i być egoistą. Dla mnie – trzysta i siedem dni bycia kompletną.