Przepraszam za Varius Manx…

…bo wiem, że niektórzy darzą ich antypatią, ale nic nie poradzę, skoro pewne teksty po prostu trafiają do głowy:

Wszystko mam, wszystko co mogłam mieć
I chleb i sól i dobry ciepły dom
On obok śpi, troskliwy niczym Bóg
Przed złem chowa mnie w cieniu swoich rzęs…
Co dalej?, Varius Manx

A przecież daty nie mają znaczenia – każdy dzień jest świętem, gdy spełniają się sny. I nieprawdą jest, że marzenia przedzierzgnięte w rzeczywistość stają się mniej piękne, przestają tylko być zależne od naszej woli – nie jesteśmy już samotnie nadającym rytm instrumentem. Piękno muzyki symfonicznej tkwi w harmonii, jest ona o tyle bardziej wartościowa od występu solo, że zawiera w sobie wysiłek, by konsonans ten powstał.

Starość

Starszy człowiek stoi na ulicy, wokół niego kolorowe motyle unieśmiertelnione w szklanych trumnach; śmierć za trwałość. Różne kształty, fererie barw wydobyte przez jesienne słońce. Widać, że nie jest zwykłym handlarzem, sprzedaje marzenia – swoje marzenia. Przechodzę obok. To mój kolejny wyrzut sumienia. Chciałabym mu pomóc, z chęcią kupiłabym od niego jakiś okaz i zapewniła, że ten mały kawałek snu będzie w dobrych rękach… Kolekcja wyrzutów sumienia…

Co to za świat, który tak obchodzi się ze starymi ludźmi? Całe życie starali się zachować swoje marzenia, a teraz ubóstwo im je odbiera. Jakby sama starość i postępująca niemoc nie były dość straszne…

Czy – jeśli nie można pomóc wszystkim – to znaczy, że nie warto pomagać nikomu? Gdyby każdy – no właśnie, gdyby każdy… Lenistwo i wygodnictwo strasznie utrudniają wyjście w stronę drugiego człowieka. Nitzche uznał litość za słabość oraz za wroga ludzkiego gatunku i w pewnym sensie miał rację, ale: po pierwsze, to właśnie uczucia i umysł, który jest w stanie pokonać wolę, różnią nas od zwierząt; po drugie, przed losem nie sposób się obronić. Czasem potrzeba tak mało… Dlaczego tak wiele wymaga to wysiłku?

Logika serca

Wbrew zdroworozsądkowej logice, w życiu codziennym sprzeczne uczucia niekiedy dotyczą jednego przedmiotu – choć trudne to do objęcia rozumem, serce często pragnie tego, co budzi w nim odrazę. Czy to rzeczywiście takie niewytłumaczalne? Uczucia – w szczególności uczucia wyższe, jak miłość czy nienawiść – nie wynikają bezpośrednio z wrażeń zmysłowych; obejmują szersze tło i są rezultatem bardziej skomplikowanych procesów, których przedmiot ich jest częścią; procesów tych jest wiele, a każdy z nich z osobna może wywoływać uczucia antynomiczne.

Jak wielu z nas czuje się czasem jak Izolda, jednocześnie kochając i nienawidząc? A przecież te jej odczucia odmienne miały źródła, wynikały z różnych okoliczności, które złączyły się w osobie Tristana.

Życie zajmuje człowiekowi zbyt wiele czasu

Czas, jaki nam jeszcze został, zawsze postrzegamy jako nieskończony – lata przed nami wydają się ciągnąć aż po horyzont pojęcia, pełne miesięcy i dni; to, że obudzimy się następnego ranka wydaje nam się tak samo prawdopodobne jak fakt, że razem z nami wstanie słońce. Wcale nie musimy się obudzić. A nasz czas wcale nie jest nieskończony. Jest żałośnie krótki. Zbyt często o tym zapominamy.

Mam uczucie strasznego marnotrawstwa czasu. Większość rzeczy, na które go spożywam, wydaje mi się czcze nawet z ludzkiego punktu widzenia: gry komputerowe, surfowanie po stronach, blog… Czynności, które nie nadają mojemu życiu żadnej wartości, nie zmieniają jego jakości. Są niczym. Są stratą tych kilku chwil, które – skoro je mam – powinnam obrócić na coś pożytecznego. Albo zrezygnować z nich w ogóle. Żeby zaznaczyć, że znam ich wartość.

Tylko – co innego robić? Wciąż uciekają sekundy… Z każdej sekundy rozliczy nas nasza własna świadomość w chwili śmierci, gdy zdamy sobie sprawę, jak wielu rzeczy nie zrobiliśmy, jak wielu spraw nie dokończyliśmy, zbyt pochopnie przekładając je na jutro, które nie nadeszło.

Gdybym potrafiła czytać w nieskończoność… Na ławce pod zalanym kwieciem czarnym bzem, upita gęstosłodkim zapachem… Wpatrzona w las kamieni…

Moda na śmierć

samo.gifPrawdziwy samobójca nigdy nie mówi, co zamierza”, “Samobójstwo to jedynie sposób na zwrócenie na siebie uwagi” – to wszystko są urocze fałsze, którymi ci, którzy przeżyli, starają się odsunąć od siebie odpowiedzialność za to, że niewiele zrobili, że nie zareagowali na znaki ostrzegawcze, które w mniejszym bądź wiekszym stopniu pojawiają się przecież zawsze – czasami są wręcz boleśnie jednoznaczne.

Z każdym samobójstwem związany jest ból, nikt nie rezygnuje z życia tak po prostu; rozstrzygnięcie, czy było warto, to sprawa czysto arbitralna.

Moda na Śmierć
Artykuł w KIOSKu Onetu

List do Nieobecnych

Od kilku lat życie odmierza mi Samhain i nocne wizyty na opustoszałych Powązkach Potrafię odtworzyć ze szczegółami więcej dni zadusznych niż urodzinowych, potrafię przywołać je ze szczegółami zdarzeń i emocji… z magią wieczorów, gdy domy zmarłych stają się ogrodami płomieni.

Listy do nieobecnych piszę również od wielu lat, z coraz większą refleksją. Zaczęło się od KSM, kończy się na blogu, ale wszystko obraca się wokół serca.

Drogi Tolu,
brakuje mi Ciebie. Umarłeś, kiedy byłam malutka, a jednak pamiętam Cię dokładnie – Ciebie i nasze zabawy, które starałeś się, by zawsze były kształcące. Na Twoje odejście byłam zupełnie nieprzygotowana, rodzice „oszczędzali” mi szczegółów Twojego zdrowia i nie mogę mieć im tego za złe. Za złe mam światu, że pozbawił mnie takiego nauczyciela. Jesteś najmądrzejszą osobą, z jaką przyszło mi zetknąć się w życiu, a mi nie dane było poznać Cię inaczej, niż po dziecinnemu, nauczyć się od Ciebie więcej.

Wybacz, proszę, że nie dałam Ci ostatniego pocałunku. Bardzo chciałam, ale w trumnie nie leżałeś Ty, tylko coś zimnego i strasznie przez ostatnią posługę odmiennego od Ciebie.

Co roku pamiętam i za wszystko dziękuję,
Twoja ******

Lost in Time

Co roku na jesieni moje odczuwanie świata zbliża się do granicy marzenia sennego – tracę poczucie realizmu, zatapiam się w szybko przeganiającej dzień ciemności i – zapatrzona w okna i latarnie jak w błędne ogniki – żyję w przestrzeni bez podziału na przeszłość i teraźniejszość… Czasami wręcz zadziwia mnie siła, z jaką powracają do mnie wonie i smaki sprzed lat – a za nimi całe ciągi zdarzeń uderzające o wrota mego umysłu jak fala powodzi… I zdaję sobie sprawę, jak bardzo jesienie mojego życia są do siebie podobne – Powązki, puszka zimnego piwa i papieros w przemarzniętej dłoni… Spacery po wczesnym zmierzchu opustoszałą Starówką, gdy cienie zdawały się wyciągać mnie poza rzeczywistość. I te moje małe iluminacje, gdy czas stawał, prężył się, zakręcał i zawracał…

…lasy, mury z płyt nagrobnych, przegiętych czasem i niknących w ciemności usypiających drzew… Tramwaj za cmentarnym murem w świecie tak odległym, że aż zdawał się pociągiem do nikąd… Krypta, znicz, zimny nagrobek pod pośladkami i rozmowy o niczym i o wszystkim przy butelce wina i kupionej na spółkę paczce fajek… Zapach zgniłych liści, szelest drzew… Powrót do krainy żywych i do żółtego światła latarni… I tak wciąż, w koło, od nowa – jakby coś się w mojej historii zacięło – nawet, gdy już nie palę, gdy odwiedzam inne miejsca i inne cmentarze, wciąż jota w jotę te same uczucia…

Pejzarz jesienny

Granitowe rżnięte jak kryształ chmury nad całym spektrum żółci i czerwieni rozciągniętym na drzewach… Widok typowy dla zimnych dni pażdziernikowych, jednak – a może przez to – niewielu to dostrzega. Mrówki mieszczańskie wtapiają się w szarość poranka i myszkują w tłoku, handlując i GROMADZĄC – tylko to, co materialne; do głowy im nie przyjdzie unieść oczy wtopione w ziemię pod stopami (w wiecznym poszukiwaniu zgubionej przez innych monety?) by spojrzeć na ostatnie flanki Natury, dumnie i na przekór wszystkiemu wcinające się w blokowiska. Cześć urodzie barokowo zdobionej złotem liści twierdzy oddaję z szacunkiem, lecz z daleka – obawiając się zbliżyć do wielkości w ruinie, by gorzko nie zapłakać nad łatami i plamami na niegdyś świetnej monarszej szacie. Obie strony z ulgą przyjmują istnienie tego złudzenia; ani ja, ani Natura nie mamy dość sił, by rzeczywistość zmienić, kłaniamy się więc sobie jedynie – ona z wyrozumieniem i godnością szumem usypiających gałęzi, ja pokornym skinieniem głowy – wymieniając porozumiewawcze spojrzenia ponad ślepym, szarym tłumem.

Przed wystawą, która jest nie dla mnie

Dorośli zdają się mieć za mało czasu – lub zbyt wiele pewności siebie – by dostrzec, co dzieje się z młodzieżą, jaki wirus szerzy się wśród ich dzieci. Czy kiedykolwiek poczucie beznadziei zataczało tak szerokie koła? Z raz może, w okresie Burzy i Naporu, gdy młodym tak samo wmawiano, że mają wiele możliwości, wszelkie perspektywy przed sobą – a one były już dla nich niedostępne. Dziś jest podobnie – z jednej strony słyszymy, ile mamy w zasięgu ręki, ile możemy osiągnąć, jeśli tylko się postaramy – a z drugiej widzimy wyraźnie, że są to tylko puste słowa, obietnice bez pokrycia, bo drzwi, które wskazuje się nam jako otwarte, może i takimi są, ale rzeczywistość sprawia, że dla nas stają się praktycznie nie do przejścia – bo jest nas za dużo, a do podziału zostawiono zbyt mało.

Najbardziej chyba krzywdzą nas te obietnice, te kuszące kąski, którymi się nas tak sadystycznie mami, a których nigdy nie skosztujemy. Bez nadziei nie ma zawodu, a nam obiecują tyle, że w efekcie żyjemy w ciągłym niespełnieniu, w poczuciu niemocy, w przekonaniu o dennie niskiej własnej wartości. Dzieci XXI wieku to bardzo często istoty pozbawione nadziei – jak żebracy z nosami przyciśniętymi do bożonarodzeniowych wystaw, które nie są dla nich. Większość twarzy na ulicy wyraża smutek, cierpienie – bądź próbę ich maskowania. Jesteśmy pokoleniem pogrążonym w marazmie i depresji w stopniu wcześniej niespotykanym! Nikt nie pokazuje nam, dla czego warto by żyć, nikt nie stara się zapełnić naszej pustki czymś duchowym, więc staramy się ją zasypać materią, choć to nie skutkuje nigdy…

Czy ktoś w ogóle zwraca na to uwagę? Nikomu nie przyjdzie do głowy zapytać dlaczego?, bo do niczego odpowiedź mu nie będzie potrzebna. A samemu niezwykle trudno jest zbudować choćby najbardziej znikomy postument w próżni, by wesprzeć się na nim w – jakże złudnym! – poczuciu bezpieczeństwa. Bez niego zaś niesposób bez leku spoglądać w przyszłość.