Pusto, zimno

Zima jest zła, mróz zamraża mi resztę szarych komórek… Nie, żebym zachowywała się dziwnie czy w sposób – względem reszty społeczeństwa – nienormalny, tak przecież zachowuję się zawsze. Ale zachowuję się jak nie ja… tego nie lubię! Koniecznie muszę odtajać, bo wyczuwam potencjalne kłopoty…

Eh, mój Eros kompletnie ulega Thanatosowi (w kontekście freudowskich popędów)… Dla jakości mojego życia, to źle. Powinnam dokonać zupełnie innych wyborów, niż dokonuję i wiem o tym doskonale, ale nie potrafię zgiąć karku, Już żałuję i doskonale wiem, że będę żałować w przyszłości. Jak to jest, że w jednej chwili potrafię zdiagnozować, iż “Urodziłam się za późno”, a gdy teraźniejszość mruga do mnie okiem, mówię “Później. A tak w ogóle, to spadaj”?

Już chyba wiem, w jaki sposób znaleść czas na pisanie magisterki – muszę sobie znaleść więcej zajęć, może wtedy uda mi się lepiej zarządzać czasem. Już nawet mam plan – oddam się pracy charytatywnej. Tak, ja. I to w fundacji na rzecz dzieci. Szok, i piekło zamarza. Przecież mówię, że jest zimno!

Zimno!

Tak zimno, że – postawiwszy moje 13″ dziecko na parapecie – po 5h w stresie, wciąż była chłodna.

Ja poproszę hibernację do wiosny…

Warkot

Bardzo, bardzo chciałam się wyspać, położyć spać normalnie mimo tych wszystkich durnych fajerwerków i po prostu zasnąć. Dzięki alkoholowi udało mi się przyzwać Morfeusza od razu…

I co z tego, kiedy dostałam życzenia noworoczne od kogoś życzliwego o piątej rano???
No #$&*@!
Nie dlatego, że sieć miała takie widzimisie, tylko dlatego, że ktoś nie wziął pod uwagę, że ktoś być może śpi i chciałby to kontynuować. Szczególnie, jeśli jest to jednostka z rozregulowanym cyklem snu, jak ja.

Nie nie wyłączam komórki, od tego jest, by była włączona, być może ktoś będzie musiał skontaktować się ze mną w środku nocy.

Mam ogromną ochotę kogoś skrzywdzić, jestem przeraźliwie wściekła na czyjąś głupotę. Myśleć, KURWA! MAĆ!

Wszystkiego najlepszego z okazji końca Wigilii

To najlepsze życzenia, jakie można mi było złożyć 🙂 Hexe
jak zwykle pozostaje niezastąpiona.


Z
niemałym zdziwieniem odkryłam, że nawet ludzie, których na codzień uznaję za
racjonalnych, dziwnie reagują na te święta i związane z nimi tradycje. Muszę
przyznać, że trochę mnie to zaszokowało… a generalnie nie jest łatwo
doprowadzić mnie do takiego stanu. Ale cóż, Pierwsze Prawo Magii mówi: Ludzie
są głup
i. To dobre prawo!


S
kąd mój negatywny stosunek do świąt – tych i wszystkich innych?

C
óż, przede wszystkim, nienawidzę głupoty, chamstwa oraz hipokryzji. Arogancji
również nie, ale jak dla mnie arogancja to taka specyficzna odmiana chamstwa 😉
Poza tym mój racjonalny umysł nijak nie jest w stanie uwierzyć w boga,
jakiegokolwiek – od razu zaznaczam, schowajcie sobie zakłady Pascala gdzieś,
tego typu argumenty są w stanie przekonać tylko wierzących bądź
niezdecydowanych, oszczędźcie sobie komentarzy w stylu „Będziesz smażyć się w
Piekle” czy „Bóg Cię ukarze”, jestem w kwestiach religii zorientowana
prawdopodobnie lepiej niż większość z Was i przyjmuję do wiadomości, że jeśli
okaże się, iż takowe coś jak bóg istnieje, to być może mam przerąbane,  akceptuję tą konsekwencję mojej postawy.
Jestem ateistką świadomą i dojrzałą, już dawno ascendowałam z progu buntu dla
samej sztuki buntu.

W każdym razie, w związku z moją postawą religijną (albo
raczej a-), wszelkie aspekty świątecznej tradycji związane z tą kwestią w
moim przypadku odpadają: zarówno z oryginalnym pogańskim świętem Yule, jak i z
jego chrześcijańską kopią (wojujących chrześcijańskich fanatyków przed
napisaniem zjadliwego komentarza odsyłam do literatury fachowej na ten temat);
przy czym zdecydowanie więcej sensu muszę przyznać świętu pogańskiemu. Zresztą
wynika to z historii jego asymilacji przez kościół (dla niezorientowanych –
pogańskie święto przesilenia, ognia i odrodzenia zostało zasymilowane przez
chrześcijaństwo by, skoro starych tradycji nie dało się wyrugować, były
przynajmniej czynione w imię nowego boga – razem z większością jego symboliki,
łącznie z narodzinami boga, zdobieniem drzewka światłami czy ucztą). Ale, mimo
wszystko, nic nie mam nawet przeciwko tradycji chrześcijańskiej (mimo, iż nie
jest oryginalna, przy czym uważam, że świadomy chrześcijanin powinien zdawać
sobie z tych zawiłości sprawę i je akceptować): sama idea z nimi wiązana
naprawdę jest pozytywna, choć trochę naiwna… w sumie, pretekst, by przynajmniej
raz do roku, nie tracąc twarzy, móc się z przeciwnikami pogodzić, przeprosić
nie przyznając do błędów etc zawsze znajduje zastosowanie…

Tak więc, do samej tradycji nic nie mam. Jest wzniosła i
bogata niezależnie od korzeni. Niestety, z tej tradycji niewiele zostało, co
najlepiej obrazuje świąteczny symbol. No proszę, z czym kojarzą się święta? Kto
spogląda na nas z większości spotów reklamowych od 2 listopada do końca
grudnia, łypie z ozdób na oknach i strasz wszędzie po nocach? Niestety, dla
przerażającej większości młodych ludzi symbolem świąt nie jest to, co w nich
powinno być naprawdę ważne, a niejaki pan Mikołaj. I to nie ten Mikołaj, który
symbolem być powinien, czyli biskup pomagający biednym dzieciom, a jakaś dziwna
kreatura we wdzianku promującym Coca-Colę (to nie jest ironia;
niedoinformowanych ponownie odsyłam do literatury w celu poznania historii
przedstawień Mikołaja, jego obecny wizerunek po raz pierwszy został
przedstawiony na reklamie Coca-Coli właśnie). Najważniejsze w świętach w dobie
obecnej? Wystawna kolacja, która przyćmi sąsiadów oraz podobny zestaw prezentów
pod uginającą się od ozdób choinką. Miłość, wybaczanie? Ja naprawdę nie
potrzebuję odgórnie ustalonych dat, by kochać moich bliskich i spędzać z nimi
czas. Natomiast jedyne, co widzę w święta, to wielkiego Potwora Komercji
tańcującego z niemniejszą od niego i nie mniej odrażającą Konsumpcją. Ja za taką tradycję dziękuję.
Powiem więcej, denerwuje mnie ona niemiłosiernie! Więc skoro moja wiara (a
raczej jej brak) mnie z nią nie łączy, to nie widzę powodu, by uczestniczyć w
czymś, co mnie napawa obrzydzeniem. Poza tym… nie mieści mi się w głowie, że
ludzie naprawdę wierzą, że jeden dzień w roku może uzdrowić ich relacje
rodzinne, które degradują się przez pozostałe trzysta sześćdziesiąt-kilka! To
tak nie działa, naprawdę. Opłatek nie ma właściwości magicznych i nie przywróci
szacunku, drogie prezenty nie wzbudzą go w zaniedbanym dziecku.

Zatem nie, nie lubię świąt i nigdy nie polubię ich w takiej
postaci, w jakiej funkcjonują obecnie. Żal mi osób, które dały złapać się w
sieć światełek i zaciągają kredyty, by święta były „jak z amerykańskiego filmu”.
To smutne, żeby nie powiedzieć: żałosne. Jestem od tego wolna (prawie; moja
Mama nie do końca) i jest mi z tym bardzo, bardzo dobrze.

State of the game

Sernik na śniadanie. Więc może święta nie są takie do końca złe?

Poza tym, świat dał mi jeden z piękniejszych X-Massowych giftów, jakie w tym roku mógł, mianowicie taksówkę do domku dziś jeszcze. Radość, radość!

A, niemalże zapomniałabym dodać, że Fotoszop okazuje się być narzędziem Szatana! Tak jakoś ostatnio touchpad zjechał mi na strony agencji zajmujących się profesjonalnym retuszem (m.in. dla Vogue, Marie Clare i innych tym podobnych Vanity Fairs). Oczywiście wiedziałam, że można… ale w mojej naiwności nie wierzyłam, że aż tak naginają rzeczywistość. Straszne. Ale i pocieszające. Gdy obejrzałam sobie niektóre modelki “przed” oraz “po”, doszłam do słusznego wniosku (do którego, jak donoszą życzliwi, świat doszedł już dawno, ale przecież jestem blondynką, nie muszę być lotna), że jestem całkiem ciachem. Z kremem. I wisienką na czubku, taką kandyzowaną i w ogóle. Pełen wypas!

Eh no dobrze, mogę zaprzeczać i bronić się przed Duchem Świąt, ale i mnie wzięło… Ale ponieważ self-denial nie jest wyjściem, ulegne mu zatem i zaśpiewam Wam kolędę razem z moim znajomym, Ahmedem. Enjoy and Merry Christmas! 😛

 

Wrrr

Raz po raz czytam badź słyszę o tym, jak ktoś został pobity/okradziony/poszczuty psem (niepotrzebne skreślić), a nikt z postronnych nie zareagował i mimo, iż ta prawidłowość – zwana niekiedy rozpływaniem się odpowiedzialności w tłumie – nie jest dla mnie niczym nowym, to zawsze przeraża mnie tak samo. Szczególnie w kraju, gdzie człowiek działający w samoobronie traktowany jest gorzej, niż przestępca, który go zaatakował pierwszy z zamiarem… czegokolwiek.

I marzy mi się wtedy Ameryka… Chciałabym móc zastrzelić psa rasy bojowej, którym szczuje mnie podpity wyrostek. Chciałabym móc postrzelić – bądź zastrzelić, zależy, co mi wyjdzie; ale wolałabym boleśnie i trwale okaleczyć – tegoż wyrostka i nie zastanawiać sie, czy resztę życia spędzę w więzieniu, bo miałam czelność bronić się przed agresją, bo chciałam ocalić swoje życie i zdrowie nie czekając na Policje, która przyjedzie pewnie za kilkadziesiąt minut. Jeśli, oczywiście, w ogóle odbiorą zgłoszenie.

Wrrr. Rrrr.

Torture chamber spiced with christmas bliss

Jutro całkowicie dobrowolnie, nie zmuszana przez nikogo, udam się do komnaty tortur wszelakich i wypróbuję na sobie jedne z najbardziej wymyślnych narzędzi do uprzykrzania życia, jakie wydała z siebie ludzkość*…

W okresie wszelkiego rodzaju świąt moje Id wyraźnie daje mi do zrozumienia, jak wredną w stosunku do innych istotą jestem. Nie, żebym nie wiedziała, ale Id uważa, że raz na jakiś czas należy im się coś w zamian i – uzbrojone w przerażający instrument przymusu, znany w niektórych kręgach pod mianem “wyrzutów sumienia” – próbuje wymóc na mnie, bym spełniła ich oczekiwania i uczestniczyła w tzw. “zwyczajach”. Każdego roku ulegam po czym dorocznie obiecuję sobie, że to już ostatni raz i że za rok nie dam się w to wmanipulować. Po czym widzę spojrzenie mojej Matki i potulnie jadę z nią “do rodziny” bądź “na groby”, w końcu i tak już się nieźle nacierpiała, żyjąc ze świadomością, że jej jedyne potomstwo jest aspołeczną, wredną, egoistyczną  samicą canis lupus. Eh.

Tego roku, jak mniemam, nie będzie inaczej. Rodzinne święta… Argh! Nienawidzę, niecierpię tej hipokryzji przy suto zastawionym stole. Wszyscy będą udawać, że On nie jest alkoholikiem, który nie groził swojej żonie siekierą, nie próbował włamać się do jej domu, nie wyzywa jej w pijackim widzie… a Ona jest miłą, kochaną kobietą, która przecież wcale nie wykorzystała naiwności praworządnego chłopaka i nie złapała go na dziecko, które nota bene jego było przypadkiem, bo ten sam manewr – jako podstarzała panna szukająca męża – stosowała też na innych. Będziemy zatem łamać się opłatkiem, życzyć sobie wszystkiego najlepszego i żałować, że tak rzadko się widzimy. Mnie jak zwykle obskoczy gromada bachorów, których do głębi serca nienawidzę, a które będę musiała zabawiać, bo jedyną alternatywą będzie siedzenie z Nimi przy stole. Litości!

Na domiar złego jeszcze prezenty… Jeżeli świat myśli, że z wywieszonym jęzorem, ziając, biegać będę po sklepach w przynajmniej równie histerycznym konsumpcyjnym tłumie, panicznie szukając czegoś, co mogę innym kupić a czego oni i tak nie chcą, i co mam dźwigać do- a następnie wieść PKSem ponad 100km to grubo się myli. Taka opcja nie istnieje. Bowiem, drogi świecie wraz ze wszystkimi mieszkańcami, w pobliżu których skazana jestem na odbycie świąt, ta tradycję (jak większość zresztą) mam w głębokim poważaniu – szczególnie, że po przepuszczeniu przez machinę wspomnianej już konsumpcji, w niczym już nie przypomina momentu, który uświetniać miała, a jedynie spend-fest. Nie prosiłam o prezenty, w ogóle nie widzę sensu prezentów “pod datę”. Więc NIE.

Oczywiście, pojadę. Nie dlatego, że chcę. Moje Ego twierdzić będzie, że nawet nie dlatego, że moja Matka chce, tylko dlatego, że – jeśli nie pojadę – znowu wyciągnie argument z serii “Masz mieszkanie i jesteś dorosła, to się w cholerę wyprowadź”, więc w sumie święta rodzinne są mniejszym złem. Wezmę LithiumCherry i możliwie jak najszybciej powiem, że muszę się uczyć koniecznie i właśnie teraz.

W sumie, nawet nie skłamię. Nie, żebym nigdy nie kłamała… ale może to dla kogoś ważne.

: I want out (Halloween cover) Sonata Arctica

Edit: Gwoli ścisłości, moją Mamę bardzo kocham i ostatnią rzeczą, jakiej mi w życiu potrzeba, jest jakaś specyficzna data, by to uczucie wyrażać. Spędzać czas z częścią mojej rodziny, która jest tego warta,  też lubię i również nie potrzebuję żadnej daty jako pretekstu. Wręcz przeciwnie, to właśnie ciśnienie tych dat psuje mi humor szczególnie, że w dzisiejszym świecie “tradycja” stała się właścicie synonimem konsumpcjonizmu. Jeżeli to akceptujecie, to… cóż, Wasza broszka. Ale skręca mnie, gdy dynie niemalże bezpośrednio zamieniają się w plastikowych Mikołajów (w kolorach Coca-Coli), a głównym tematem spotów reklamowych stają się prezenty – jakby to one były najważniejszym elementem tych dni. Hipokryzji i konsumpcji mówię NIE, zatem tradycji 24 grudnia w postaci, do jakiej ewoluowała obecnie, również mówię NIE. Dokładniej “czemu” opisałam tu.

* Czytaj: pójdę do Arkadii (oh, the irony!) robić świąteczne zakupy

Słaba silna wola

Miałam obejrzeć jeden odcinek. No, góra dwa, trzy. Poszłam spać o czwartej nad ranem tylko dlatego, że odcinki się skończyły. Death Note! A ja tylko z nudów biegałam po ftpach…

Wreszcie święta?
Nieee… Nie lubię świąt. Ale oznaczają czas wolny, ktory – mam nadzieję – uda mi się spozytkować zgodnie z dość upchanymi planami.

Btw, kto by pomyślał, że z korków kiedykolwiek wyjdzie coś dobrego?

: Alumina Death Note OST 1

Świat, którego nie znam

Od razu przyznam się, że rzeczywistość stanu wojennego to świat, którego nie znam: nawet nie byłam w planach, gdy to wszystko się zdarzyło, moi rodzice dopiero się poznali.

Wiele, niekiedy nawet większość, naszych opinii kształtowana jest przez poglądy rodziców, które chcąc-nie chcąc nam wpajają. Moi rodzice nigdy nie byli polityczni, nie przypominam sobie żadnych debat z dzieciństwa, może z wyłączeniem tych “przy wódeczce” – ale tych z kolei nigdy nie słuchałam; dlatego nie wyniosłam z domu żadnych opinii ani przekonań politycznych. Może dlatego nie osądzam stanu wojennego tak ostro… Siłą rzeczy nie mam związanych z tym okresem negatywnych doświadczeń, a moja – przyznaję się, że relatywnie płytka – wiedza historyczna pozwala mi sądzić, że być może owszem, istniało zagrożenie ze strony ZSRR. Czy było ono na tyle duże, że decyzja o ogłoszeniu stanu wojennego była uzasadniona? Nie wiem, nie jestem ekspertem. Ale wydaje mi się, że mogła być, dlatego na dzień dzisiejszy daleka jestem od ocen tak krytycznych, jak uznanie decyzji gen. Jaruzelskiego za “zdradę narodu”.

Prognoza pogody

Kiedy Wisienki otaczają się ochronnym płaszczykiem z czekolady, zima będzie ostra.

A Wisienki zdają się otaczać extra-grubym płaszczykiem z czekolady…

Czy ja wychodzę do ludzi? Nie, to ludzie wchodzą we mnie..! Poza tym cele w Guild Wars powoli mi się kończą, a obiecałam sobie, że nie zacznę grać w nic nowego (starego również nie… chociaż… konto Christiana w WoW mnie kusi tymi wszystkimi zabawkami, które wygrindował… Argh! Nie, będę twarda!) – w ramach alternatywy zostaje nauka, praca oraz spotkania toarzyskie IRL. Dlatego zdecydowałam się połączyć pierwsze z ostatnim zwłaszcza, że nauka również się opłaca.