Argh… Mam już dosyć, DOSYĆ. Brak ambicji jest zły, ale przesadna ambicja jest jeszcze gorsza. Dostaję intelektualnej niestrawności od mikroekonomii, ale jeszcze większej na myśl o tym, że jutro nie będę pewna jakiejś odpowiedzi i pomyślę, że mogłam dzisiaj przeczytać te notatki z jeszcze jeden raz, a nie grać/pisać/whatever. I że ten stan rzeczy będzie się powtarzał przez następne 2 tygodnie. Powinnam się cieszyć, kiedy dostaję piątki, a nie smucić, gdy dostanę cztery. Niech mnie ktoś pieprzenie zdrowo w łeb.
S.E.S.J.A
System Eliminacji Studentów Jest Aktywny.
Podobno mam niemoralną kartę egzaminacyjną. W dziale rozliczeń śliczna pani (czy wspominałam już, że ciało sekretarskie mamy takie, że mucha-nie-siada?), z którą nie miałam styczności od czasu rekrutacji, wita mnie tekstem “Słyszałam, że nieźle Pani sobie radzi!” *zonk* “Podobno Pani jeszcze coś studiuje?” Że co proszę? Czyżbym była tematem miesiąca? Aż tak rzadko spotyka się ludzi, którzy chcą i lubią się uczyć?
…
Jakbym się dziwiła, że ogień parzy…
Wracając do spraw codziennych: za oknem piękny, puszysty śnieg. Otula mój parapet przekładańcem wspinającym się na szyby; obserwuję taniec płatków na wietrze znad notatek z ekonomii, wstępu do informatyki i matematyki dyskretnej.
Zdziwieni, że nie przeklinam białego świństwa? Cóż, mam miejscówkę przy kaloryferze i nigdzie nie muszę wychodzić 😉 Zacznę przeklinać w przyszłym tygodniu.
PS. studiowanie informatyki i ewentualna praca w zawodzie mają jedną, poważną wadę: i obowiązki, i przyjemności uskutecznia się z nosem w monitorze. Eh.
Feels so good
Przed moimi oknami rośnie mały krzaczek. Niepozorny, niski, rozczochrany… I kwitnie. Od prawie trzech tygodni kwitnie różowym kwieciem, teraz rozrzuca płatki na wietrze. A myślałam, że kasztany w listopadzie były szczytem szaleństwa.
Wielka Szycha
Tracę wiarę w ludzi. Myślałam, że już jej tam w ogóle nie ma, a tutaj taka niespodzianka: tracę ją dalej. Chyba, że może przyjmować wartości ujemne… Hmmm… ciekawa opcja, warta rozważenia.
Idą święta, brrr. Nie lubimy świąt, święta oznaczają rodzinę w hurtowych ilościach, kaca na Nowy Rok i ten nowy paskudny rok właśnie, gdzie przydałoby się wreszcie jakąś pracę napisać, obkuć się czego porządnie… Eeek.
Abstrahując od tych wszystkich fuj-rzeczy, czas wznieść toast za… ah… no nawet nie mogę napisać za co, taka wredna i aspołeczna jestem, taka strasznie niegrzeczna i… Mały toast tym czasem, malutki, ale na pewno mi się nie wydaje 🙂
It’s December already?;.
Z serii “Zboczenia zawodowe”
On: Ładnie to tak zrywać się z wykładów?
Ja: Demokratyczny rząd wirusów jednogłośnie wybrał mnie na swoją stację rozsiewczą.
On: Chcesz dobrego anywirusa?
Ja: Ja o sobie mówię.
On: Nod 64, działa na 64-bitowych systemach.
Ja: Siebie mam na myśli!
On: No właśnie, ty masz przecież XP 64..
Ja: …
Uwielbiam dwuznaczności, trójznaczności i wieloznaczności w ogóle. Hasło na grudzień:
Jeśli się kojarzy, to… no cóż, zbereźni jesteście i niewyżyci, chociaż rozumiem Wasz tok myślenia. Ale nie. Owce też mogą być obsceniczne, a są tylko owcami.
Co nam spadło z nieba? Szatan
Wlokę się ruchem posuwistym godnym zombie, drżącą ręką trzymając kubek z kawą; za każde miauknięcie Kot traci jedno życie.
Kawa na senność jest dla mnie jak szkocka na emocje – horror bombardujący moje kubki smakowe skutecznie przegania i jedno i drugie. Ale budzić się Whisky nie będę…
Słówko na dziś: Volatile. Snif. Z takimi trzeba ostrożnie. Jaką ja bywam czasami… *slurp* o #*&%! Gdzie ten czas się tak śpieszy?!
These marks
Zastanawiam się, co jest źródłem galopującego stada siniaków, zadrapań itp. na moim eterycznym ciele. Wygląda to… bosko… jak po numerku a la “dwugłowa bestia”, ale ja bym chciała wiedzieć ‘skąd’ do cholery. I czemu nie pamiętam skoro wiem, że powinnam pamiętać 😉
Ava Adore
iPod jest trendy. Cholera. Szkoda, że dowiaduję się o tym po dwóch latach. Zresztą, co by to zmieniło? Gdy mam 20gb muzyki w kieszeni, możecie do mnie mówić “trendy”, “jazzy”, “souly” czy cokolwiek wam ślina na język przyniesie. I tak nie słyszę. Ha!
Dziesięciokrotnie zagnieżdzona pętla *frenzy*. Schemat blokowy? Never again. Napiszę, schemat dorobię później, inaczej wychodzą mi takie chore kwiatki. Ogólnie, nienawidzę komputerów – jak pomyślę o wkładaniu 939 malutkich nóżek w 939 malutkich otworków, robi mi się słabo. Więc co ja tu robię? *help* Pudło z pełnym wyższości zadowoleniem mruczy sobie cichutko pod biurkiem, utarło mi nosa i przyprawiło o kilka bezsennych nocy. Głupie, nieprzewidywalne i niezrozumiałe. Nie martw się, złotko, czeka Cie eksmisja – i to niebawem. Muahahaha. I kto teraz jest górą?!
Czerwona herbata to dar bogów. Wiem, powtarzam się, ale za każdym razem, gdy stoi przede mną dzbaneczek pełen ciemnego napoju, odkrywam na nowo doskonałość jego istoty. Podobno pachnę herbatą… nie wiem. Nawet jeśli, nie narzekam, to chyba miłe?
Spacer Parkiem Saskim. Rozebrali mi fonatnnę! Z zaciekawieniem patrzę na ceglane fundamenty, zawsze w sumie chciałam wiedzieć, jak wygląda od środka…
Wchodzę na murek, idę po nim podskakując… tak samo, jak 20 lat temu. Spomiędzy liści wyjmuję błyszczące kasztany… Tyle się zmienia, a wciąż tak dużo pozostaje niezmienione.
Patrzę w lustro i zastanawiam się, co ci wszyscy ludzie we mnie widzą, dramatycznie się sobie samej nie podobam (szczególnie, kiedy jestem wściekła – a ostatnio nagminnie jestem wściekła *stare fight ze złośliwym brzęczycielem pod biurkiem*). Chociaż – w sumie to chyba dobrze, inaczej skończyłabym jak Narcyz lub/i incesta.
Wybiegając z domu, łapię się w kawałku szkła z zaskoczenia – OK, już rozumiem, dlaczego pan laborant macha mi przed twarzą ręką z obrączką, podaje przykłady ze swoją żoną a na pierwszych zajęciach stwierdza, że chociażby nie wiem jak kogo lubił, to ocen naciągnąć się nie da, bo są w systemie.
Muszę się zacząć więcej szanować, nazbyt po macoszemu traktuję swoje ciało. Gdzieś tam jeszcze we mnie tkwi “więzienie”. Nawet jeśli więzienie, to przynajmniej powinnam zapewnić sobie komfortowe warunki.
Jedną z cech wspólnych anorektyczek i bulimiczek jest to, że nie potrafią obiektywnie ocenić stanu swojego ciała. Gdy patrzą w lustro lub na zdjęcie i widzą siebie, twierdzą, że są grube. Lecz jeśli zasłonić zdjęciu twarz tak, że nie potrafią siebie zidentyfikować, oceniają ciało mniej surowo. Więc jednak wciąż…. przypominiał mi się wiersz o kiblu, eh… Ja też widzę wielki tyłek i jakoś zapominam o metce i narzekaniach coponiektórych po tym, jak wykorzystałam ich w roli krzesła. Sick at mind, I told ya.
Zdradzamy się z Kotem nawzajem, ja zamykam przed nim drzwi na noc, on rano budzi mnie tylko donośnym miauczeniem, po czym odchodzi na “wielce obrażonych łapach”, odrzucając zaproszenie do łóżka na poranne mizianie.
Z wierzchu tak wszystko niby ładnie i schludnie, a w środku taki syf… Chociaż… czy są na świecie ludzie zupełnie normalni, bez żadnych skrzywień i nawet cienia choroby psychicznej? Chyba nie, każdy ma jakieś skrzywienie.
-Podoba mi się Putin.
-Putin?! Przecież on jest sadystą!
-Serio?
-Gdzieś czytałem.
-Podoba mi się Putin.
-Putin?!
-Tak..
-Ty jednak lubisz facetów z takim… zwierzęciem w oczach…
Marzę, żeby się wyspać – obudzić się rano sama z siebie, bez budzika, nie przez słońce bezczelnie wbiegające mi z rana do pokoju i skaczące po powiekach, nie przez urażone miauczenie Szarego – po prostu, sama z siebie, pełna energii na cały piękny dzień. Ale to chyba dopiero w przyszłym roku… Nienawidzę wstawać w ciemnościach, zajęcia na godzinę 8 rano to jakiś sadyzm (w złym, prymitywnym guście – zero finezji!), całkowicie zboczona godzina.
A propos zboczeń, oziębłość też jest jednym z nich i podstawą do wyroku o niemoralność. Muahahaa. Tylko czemu od razu pomyślałam o Giertychu? Eeeeeek feeeeeeeeee fuj fuj fuj…..
Zegar mnie przeraża, stoi i tyka nade mną jak kat, wykrzykując: Spadaj stąd, jutro się nie obudzisz, zaśpisz, nie wyśpisz się! Szczęśliwi czasu nie liczą. Ignoruję go ze złośliwą premedytacją.
Często wraca do mnie ta sama myśl: że miłość to jednak strasznie głupia instytucja jest, oślepia i omamia, a człowiek nawet nie dostrzega, że traci coś naprawdę pięknego i biegnie w iluzję, bez żadnych nadziei na przyszłość.
Nienawidzę komputerów. Zaawansowana technika jest nieodróżnialna od magii, jak słusznie twierdzi mój ulubiony pisarz. Nikt nie wie, jak działa Hex, ani po co jest gniazdo (czy ser? nie pamiętam?!?) i jak też się czasem zastanawiam, jak tak naprawdę działa ten złom. Tak, znowu mówię o szemrzącym potworze spod biurka, ale na przestrzeni kilku ostatnich dni on określa moją oś istnienia. You’re going down! Muahahaa!
On się zemści, ja wiem, że on się zemści…
Powinnam mieć lodówkę taką jak w Simsach: która sama zamawiałaby zakupy, gdy coś się koczy. Zupełnie nie dbam o jedzenie, wsuwam to, co jest – najlepiej, żeby było szybkie, małe i smaczne. Dziękuję Bogom za makaron ryżowy i noodle (bo gotują się w 3 minuty) i mrożone warzywa, bo mam chińszczyznę w kwadrans, czyli max, jaki jestem w stanie spędzić przy garach. Do tego zero krojenia, zero babrania się! Tak powinno wyglądać gotowanie, chwilka i już mamy coś dobrego, zdrowego i taniego. W sumie, gdyby nie to, żyłabym na jabłkach (sezon na truskawki się skończył…).
Jestem niedobra, wredna, nieżyczliwa i okropna – to jest wersja oficjalna. Wszystkie moje dobre odruchy to wypadki przy pracy, ZABRANIAM mówić o znoszeniu zabłąkanych ślimaków z chodnika czy przynoszeniu termosów na giełdę zimą, czy w ogóle wspominać o jakichkolwiek przejawach mojego dobrego serca. Znaczy się, o jakichkolwiek wypadkach przy pracy mojego mrocznego złego serducha. Jestem złym potwornym sukkubem i już. Beware.
Głupia zima, plisowane spódniczki a la japońska uczennica idą w zimowy sen… A właśnie jestem na etapie zachwytu nad GoGo Jubari… Do you still want to penetrate me?
Chciałabym być obrzydliwie bogata. Tak tak wiem, każdy by chciał. Fuckin’ Filthy Rich. Jak Paris, moja idolka. Uwielbiam tą dziewczynę, na serio. Jest uosobieniem ślepej zawiści szarego nijakiego tłumu, wszystkim tym, czego masa pragnie i czego nigdy nie dostanie – ja też tak chcę ^^. Nawet, jeśli to oznacza robienie z siebie głąba i chodzenie w różu. It’s Hot!
Witam, Panie Morfeuszu. Wreszcie, dziekuję. Znowu się Pan spóźnia – no, to teraz Pan nieco poczeka! I ani Pan śmie odchodzić!!!
Brakuje mi absolutnego luzu z Filozofii, właściwie nic już nie piszę, nie mam bloków nudnych wykładów, na których kartka, długopis i historyjki są najlepszym przyjacielem. Rozkwitam krzemem, historyjki zamieniam na ciągi bitów i zapisuję w pamięci. Nie chce mi się je wysyłać na cout.
Są kobiety, które lecą na drogie samochody, złote zegarki i niewiadomo jeszcze na co. Ja lecę na dobre komputery. Certified Microsoft Server Administrator, oh, ahhhh, aaaaaaaaaaaaaaaaaah. (and I’ll have what she’s having).
*dotyk płótna i aksamitu na skórze, monotonne tykanie bezsilnego zegara. Morfeusz dopala papierosa i…*
Where in the name of Satan is my CE?!1!!??!?!?1!jeden!!11eleven
Argh argh argh. Bardzo mocno stukam w klawisze i bardzo szpetnie klnę do samej siebie i do bogom ducha winnego Kota, który ratuje jedno z dziewięciu żyć, bunkrując się w bieliźniarce. Dlaczego właśnie moja paczka????
Może to znak z Niebios, bym trochę więcej czasu poświęciła na rzeczy realnie ważne?
Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeee….
Piątek Trzynastego
Generalnie, to nie jestem przesądna (oprócz założenia, przypominającego nieco Zakład Pascala, że respektowanie przesądów nie jest szczególnym wysiłkiem, a można nieproporcjonalnie więcej zyskać… ale to tylko taka mała dygresja), ale wczoraj miałam ochotę wrzeszczeć ze złości. Zaspałam na UW, zmienili mi plan tak, że pokrywają mi się zajęcia, a MB którą dostałam okazała się złomem. I nie miałam nic słodkiego, żadnego ciasteczka na osłodę :(. Prawie zapomniałam, i znowu Ciebie na głowie, ehhh ;).
Podsumowując, Au revoir wolne czwartki, welcome UW 17-20. …