My inspiration had gone dry…

Bardziej jutro niż dziś… Sen podkrada się pod drzwi, ale przeganiam go jak szkodnika… Tylko po co? Lepiej spać przecież… Moje palce tęsknią za tańcem pióra na papierze, ale stalówka nie ma czego wytańczyć od dawna… Więc rodzą się stada wielokropków, z myśli nie do ujęcia w słowa. Na jawie śnię o ogrodach i szeleście jedwabiu, nocami – nie śnię; przemierzam cmentarze marzeń, skulona pod poduszką – poduszka jest przecież kota. „Męstwo bycia”? Afirmacja śmierci przez afirmację życia? Zawsze powtarzałam, że najszczęśliwszymi pozostają ci, którzy umierają w pełni szczęścia…

….chaos, chaos, chaos

Katedra Nicości

Gotyckość żelek osiągnęła nowy, wyższy poziom – spragnieni mroku mogą pożywiać swe czarne serca i żołądki wampirycznymi żelkami w kształcie latających myszy o jedynym słusznym smaku anyżku. A więc życie nie jest aż takie złe. Jest gorsze. Jest ghotyckie.

Kubek gorącej herbaty dla rozgrzania dłoni, wzrok omijający estetyczną porażkę Królowej Śniegu za oknem, szuka azylu w świecie wachlarzy i płatków wiśni. Boże Narodzenie? Obfita kolacja w szerszym niż zazwyczaj gronie rodzinnym; uznaję za niezaliczone w obliczu braku grzybowej z łazankami. Sylwester? Zamierzam przespać, wtulona w kocią sierść. Z chęcią przyjęłabym ofertę przespania życia w całości.

Ż: Benedictine Choir of St. Michael’s

no subject

Sposób, w jaki używasz języka, świadczy o Twoim życiu mentalnym. A więc brak finezji w słowach ma jednoznacznie wskazywać na uwstecznienie w rozwoju? Pozwolę sobie zaoponować – może również oznaczać uzyskanie nowych jakości bądź postęp na wcześniej obranej drodze. Dążeniu do prostoty, na przykład – moje reakcje alergiczna na przerost formy nad treścią wciąż eskalują.

Ale w jednym przyznać muszę rację – umiejętność dialogu powoli we mnie zanika, ostatnie okna mojej duszy otwarte na drugiego człowieka powoli się zatrzaskują. Niestety? To wcale nie jest takie oczywiste… Przepraszam, wiem, że pachnie to egoizmem w czystej postaci. Próby zaaplikowania remedium w postaci Małej Czarnej Tabletki zostaną podjęte w tym tygodniu. Ale… coraz wyraźniej czuję, że chociaż, mogę spróbować się do ludzi zbliżyć, łączenie się z nimi nie ma w moim przypadku sensu. Poza tym – wiązanie się z Wilkiem Stepowym to przejaw albo wielkiego masochizmu, albo głupoty – przynamniej jedno z dwojga.

Hasło na dziś (przyznam, że nieco hermetyczne):

Kowalski wyprowadził Izrael z Egiptu,
Nowak nadał przykazania
A Mojżesz nie istniał.

Klonowanie

Może powinnam machnąć na nie ręką i stwierdzić, że każdy plagiat mnie nobilituje, ponieważ ludziom musi się podobać to, pod czym zechcą się podpisać?

Może, ale nic nie mogę poradzić na to, iż krew się we mnie gotuje, gdy ktoś staje się obiektem pochwał dzięki swojej umiejętności bezrefleksyjnego zżynania.

Goth or not to goth?

Czy stuprocentową zawartość czerni w szafie, przekątną sceny gotyckej (i innych mrocznych) w płytotece i podobną w domowej bibliotece, necro-upodobania, przyjaciółkę Depresję i idola z rogami, czerń na paznokciach i na ustach w pewnych przypadkach i filmoteke rodem z Halloween plus słabość do budowli w stylu gotyckim uznać można za wystarczające przesłanki, by nazwać kogoś gotem (gotką w tym przypadku)?

Tak więc nie. Przykro mi. Można tego kogoś określić mianem gotyckiego (gotyckiej), ale to wszystko gotem człowieka jeszcze (na szczęście) nie czyni.

PS. Idę po gotyckie żelki :]

Ż: Where the wild roses grow NICK CAVE & THE BAD SEEDS

On the other side of the mirror [ball]

Czas leci, rzeczy wykluwa i dojrzewa…

Obok gotyckich czarnych jogurtów w gustownych ciemnofioletowych buteleczkach (których zawartość przypomina spotkanie zwykłego jogurtu z bryłą węgla, mówiąc szczerze) można się również raczyć gotyckimi żelkami. Czarnymi. Podobnoż z… lukrecją. Moje ulubione, nota bene (HARIBO, mieszanka, w środku kilka czarnych paseczków, gdyby ktoś chciał mi sprawić wyjątkową przyjemność).

Nie, nie jestem gotką. Chociaż podobno byłabym niezłą. Brrr. Jestem za leniwa na bycie gotką. Nie miałabym cierpliwości spędzać codziennie kilku godzin przed lustrem, użerać się z kabaretkami czy odpryskującym lakierem do paznokci.

Co słychać po tej stronie lustra? Nic. Jestem eteryczną istotą, która – starając się jak najmniej ingerować w otaczający ją świat, po prostu wegetuje. Kategoria cytat. I wiele w tym prawdy. Z niepojętym entuzjazmem oddaję się z kolei czynnościom bezsensownym i zupełnie bezowocnym oraz – jaka ulga – kompletnie odmóżdząjącym; zero myślenia, zero filozofowania, zero egzystencjalizmu. Jeżeli do uznania czegoś za sensowne nie wystarczy fakt, że jest źródłem wielkiej frajdy.

Ż: Neogeisha ZEROMANCER

Wrażenia z lekturyczyliKartki z innej podróży

Życie jest drogą na szafot, którą człowiek, przystrojony koroną cierniową z róż [przyznaję, ten ustęp brzmi jak grafomania, ale cóż – poruszając taki temat, nawet absolwentowi polonistyki trudno ustrzec się patosu, jak widać – przyp. S. P.], podąża od urodzenia do naturalnej śmierci, niezdolny, jeśli odrzuci samobójstwo, do wyrwania się z pułapki istnienia i z ubezwłasnowolniającej sieci jej obiektywnych i subiektywnych uzależnień, wśród których najsilniejsze implikuje współczesna cywilizacja. Jej suicydogenność wynika stąd, że odpodmiotowując reifikuje ona człowieka, czyniąc zeń konieczny i nieodzowny element społecznej maszynerii, a zarazem uprzedmiotawia go, redukując do roli marionetki wprawianej w inercyjny ruch [uprzedmiotawiając go zarazem go uprzedmiotawia… >.< – przyp. S. P.].

Człowiek, zakładnik nicości, tylko w przeżyciu ekstatycznym może zneutralizować świadomość obezwładniającego absurdu machinalnego trwania. Jeśli ta neutralizująca rola zawiedzie, pozostanie jedyna alternatywa radykalnego uwolnienia się odeń: samobójstwo. Jest ono tratwą ratunkową uwalniającą od tyranii urodzenia, na które nie mamy wpływu, a zarazem formą bezwarunkowej autoafirmacji woli. Wychodząc z hipotetycznej analogii morderstwa i samobójstwa Cesare Paves napisał: „Czy jest do pomyślenia to, że mordrduje się kogoś, by coś znaczyć w jego życiu? W takim razie jest do pomyślenia, że morduje się siebie, by coś znaczyć we własnym. Oto, dlaczego trudno popełnić samobójstwo: jest to czyn ambicjonalny, który można popełnić tylko wtedy, gdy się przezwycięży wszystkie ambicje”. Wiarygodność tych słów wzmacnia samobójstwo ich autora, poprzedzone dramatyczną psychomanią, której eschatologiczne aspekty można sobie odtworzyć z jego prozy fabularnej u eseistycznej.

(…)Wśród filozofów, a zwłaszcza wśród psychologów, dominuje pogląd, że z popełnionych samobójstw, najrzadsze są właśnie samobójstwa filozoficzne, będące konkluzją nieprzezwyciężalności absurdu istnienia, którego świadomość można zaledwie znieczulić, sugerowanym przez egzystencjalistów, syzyfowym trudem machinalnego w istocie trwania. (…)

Rozważam także problem relacji pomiędzy samobójstwem a współczesną fetyszyzacją życia, ilustrując to zjawisko przykładami dowodzącymi, że śmierć jest coraz skwapliwiej eliminowana ze społecznej i indywidualnej świadomości, najpewniej po to, by nie zakłócała żyjącym – jeszcze żyjącym! – bezrefleksyjnej euforii ekstatycznego istnienia. Będące dziś społeczną normą nadmierne przywiązanie do życia, podszyte nietrudną do zlokalizowania trwogą, dla starozytnych byłó oznaką słabości i nierozumu. Trapistowskie memento mori zastąpiono traktowaniem życia jako hedonistycznego karnawału, którego uczestnicy błazeńskim grymasem i kotylionami maskujący pustkę i rozpacz kolejno odchodzą w krainę cieni.

Idea samobójstwa w filozofii
Jan Marx

Wybacznie, że ostatnio nie piszę – nie czuję potrzeby… albo raczej czuję – dominującą potrzebę, by nic nie pisać.

Ż: Lives AnalOg

Zmarnowane szanse

Wiesz, co jest największą tragedią tego świata? – Ginger wcale nie zwracała na niego uwagi. – Ludzie, którzy nigdy nie odkryli, co naprawdę chcą robić i do czego mają zdolności. Synowie, którzy zostają kowalami, bo ich ojcowie byli kowalami. Ludzie, którzy mogliby fantastycznie grać na flecie, ale starzeją się i umierają, nie widząc żadnego instrumentu muzycznego, więc zostają oraczami. Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć.

Ruchome obrazki
Terry Pratchett

Obserwacje

Przychylając się do prośby pana 3xF, pozwolę Powstańcom wreszcie spocząć.

Tramwaj.
Lato, południe. Kontroler i matka z dzieckiem, nie mająca biletu. Wysiadają, za nimi odwraca się grupa wścibskich łbów. Babskich, oczywiście. Ani jednej głowy męskiej.

Park.
Lato, południe. Młoda matka karmi niemowlę piersią. Żaden mężczyzna wbrew pozorom nie wlepia w nią wzroku, gabią się tylko kobiety.

Telefon.
Rozmowa z matką. Wyrzuty, że nie chcę z nią rozmawiać. Chcę, tylko – na bogów – o czym?!? U mnie nic się nie dzieje, przecież nie będę z nią rozmawiać o niczym. Co się może stać przez dwa dni? Kot był na balkonie, kot dostaje tabletki, zjadłam śniadanie. I nienawidzę pustych słów, nienawidzę zaśmiecenia eteru dla sztuki. Rozmów telefonicznych również nie cierpię, telefony służą do wymieniania najważniejszych informacji, nie do plotkowania. Plotkowania zreszą również samego w sobie nie znoszę.

Stąd moja awersja do kobiet – bo są wścibskie, zawistne i uwielbiają gadać, mielą jęzorami dla sztuki. Przysłuchajcie się kiedyś w tramwaju czy w autobusie.