Normalnie

To, co się stało, to całkiem zwyczajna kolej rzeczy, wszyscy umierają. Rodzice zwykle wcześniej niż dzieci, tak nawet powinno być: dzieci mają przed sobą jeszcze całe życie, dla rodziców razem z dzieckiem umiera (często) cały świat.

Nie płaczę. Przynajmniej staram się nie rozpaczać; tłumaczę sobie, że tak jest lepiej, że już nie cierpi, że Mama może wreszcie, po tylu latach, wytchnąć. Że koniec już tej bolesnej niepewności i oczekiwania.

A ja – chyba dostaję kopa za kopem w prawdziwą dorosłość, tą z odpowiedzialnością, obowiązkami… I nawet się nie boję – przynajmniej nie jej samej – tylko mi się nie chce. Ale mam cel i to jedyna do niego droga. Czas się spakować i ruszyć, przeszłość zostawić za sobą; szczególnie, że gdy ją teraz przywołuję, niezmiennie wyciska mi z oczy łzy.

Ż: Path of the Departed Michiru Yamane

Pożegnanie

Dziś. Jakbym jechała na obiad u mamy. Na razie, wciąż. Zastanawiam się, czy do mnie to wszystko tak naprawdę dotarło. Czy dotrze dziś i wpadnę w histerię. I zimno jak na złość.

Chciałabym już wrócić po tym wszystkim do domu, położyć się do łóżka i odespać – najpewniej Przesilenie, bo nie mogę spać. Albo raczej – wyspać się nie mogę, jakby sen uciekał zupełnie gdzie indziej, a mi zostawała tylko duszna, lepko-ciężka ciemność, wysączająca siły.

Późno już. Wypada się pośpieszyć. Jaka wymówka pozwoliłaby mi zostać w domu? Każda, przecież sama mogę decydować o sobie, ale żadna chyba nie usunęłaby późniejszych wyrzutów sumienia.

Czuwanie

Niby wszystko w porządku, a jednak coś się chyba w środku obluzowało, rozszczelniło, złamało… Śmieję się więcej niż zwykle – to fakt – śmieję się, bo odczuwam ogromną ulgę, że ta Droga Krzyżowa wreszcie dobiegła końca; moja mała familijna Pasja. A jednocześnie – jednocześnie oczywiście płaczę, bo jakkolwiek bym sobie tego nie przedstawiała, jakkolwiek się nie broniła – mój świat uległ zmianie. Coś się skończyło.

Patrzę wgłąb siebie i nie do końca rozumiem… Kiedy żył, w moim umyśle był martwy, uśmierciłam go, by nie płakać, by nie umierać razem z nim. A teraz? Teraz, gdy skoczę na moją podświadomość znienacka, czuję, jakby żył – jakbym uznawała go za zdrowego, aktywnego mężczyznę sprzed siedmiu, ośmiu lat; jakby gdzieś był, tylko na tyle daleko, że nie mogę się z nim często kontaktować.

Nie zadaję sobie bezsensownych pytań w stylu Dlaczego akurat on? Dlaczego my? Co robiliśmy takiego, czym sobie zasłużyliśmy? Nie winię Losu, bo ani w Los nie wierzę, ani nie uważam, by była to kwestia winy i kary. Jedyne, z czym nie mogę się tak po prostu pogodzić, to ogrom cierpienia, jaki go spotkał.

Wiem, że moje życie wyglądałoby inaczej, gdyby był zdrowy. Mniej (chyba) byłoby zmartwień, mniej trosk – przynajmniej w aspekcie materialnym. Ale nie to jest przecież ważne – bo szczęście, które znalazłam, jest od tych kwestii niezależne. To bardzo bolesna lekcja, że na świecie nie ma nic pewnego. Nic. Pewne nie jest nawet to, że Słońce jutro wzejdzie; ludzkie troski i starania są mikre jak pył, jak proch…

Ż: Trois Couleurs – Bleu Zbigniew Preisner

Szerokiej drogi – jeśli taka jest

Cisza.

Zgasł. Dzisiaj.
Cieszę się. Gdzieś przez łzy się cieszę.

Jestem zimną suką? Pewnie niektórzy tak myślą. Ale to nie tak. To mój mechanizm samoobronny – zabiłam go w swoich myślach, gdy zaczął się poważny etap choroby, by nie musieć patrzeć, jak ciągle, dzień po dniu umiera ktoś, kto dał mi życie. Tak było łatwiej. Dlatego dzisiaj umarł praktycznie obcy człowiek, mojego ojca opłakałam kilka lat temu.

Tak, to bullshit. Bullshit, który pozwala mi wstać i iść dalej.
Wczoraj miałam pojechać, głupi traf sprawił, że go już nie widziałam. Nasze ostatnie słowa: -Kocham Cię, tatusiu. -Ja też.

Śmierć nie zawsze jest zła. Egoistką byłabym, gdybym kazała mu żyć dalej. Wiem, że chciał umrzeć, ale nie potrafił się na to zdobyć, gdy jeszcze mógł się ruszyć. A później nikt nie mógł mu pomóc.

Ż: The Weeping Song Nick Cave

Gdybyście mogli uczcić to chwilą ciszy, a nie słowami, byłabym wdzięczna. Słów teraz nie potrzebuję.

Ogień z nieba

Podobno Bóg, za namową Abrahama, zgodził się oszczędzić Sodomę i Gomorę ze względu na chociażby dziesięciu sprawiedliwych – tak, że zagłada spotkała je dopiero za czasów Lota.
Ja nie oszczędziłabym LUDZKOŚCI ze względu na JEDNEGO ‘sprawiedliwego’; czy to czyni mnie nazbyt okrutną? I nie spodziewam się drugiego Abrahama.

Gdybym miała w rękach narzędzie zagłady całej ludzkości i tylko ludzkości, użyłabym go bez wahania, bo nie mogę w niej znaleźć nic, absolutnie nic zdolnego uczynić zadość temu, co wnosi ona w ten świat.

Świat jest dziwny

Nie wiem, jakim cudem, ale Wiosna – ta wyczekiwana i wytęskniona przez ciemne zimowe miesiące Wiosna – jest chyba najbardziej depresjogenną porą roku. Za oknem tak, jak bym chciała – a w środku trochę gorzej… różne dziwne wspomnienia powracają hurtem, sprzed roku, sprzed dwóch lat i więcej… Myśli też jakieś dziwne, stare graty na nowo odkurzone… Nie podoba mi się to, nie podoba mi się to wcale. Zaczęłam dziś znowu pisać wiersze, a to bardzo zły znak.

A najbardziej – najbardziej boję się wieczora…
Bo Moja Miłość rozpocznie działania prewencyjne w postaci Gilgula i…
Tak się właściwie zastanawiam, kiedy sąsiedzi zaalarmowani tymi dziwnymi dźwiękami, wezwą wreszcie Policję? :>

Moja torba*

1. Przybory do pisania, czyli trzy Parkery piszące atramentami:
  # czarnym
  #czerwonym
  #w kolorze sepii
2. Zapasowy czerwony nabój (reszta piór na tłoczki)
3. Złamany ołówek z Diddl (?!?)
4. Mała pomarańczowa szczoteczka i pasta do zębów.
5. Słodzik
6. Wilgotne chusteczki
7. Chusteczki higieniczne Aromatherapy: Echinacea + kilka zużytych chusteczek
8. Vaseline Intensive Care: Cherry
9. Puder Manhattan w kamieniu (Teint Transparent 0)
10. Szminka Manhattan – Aqua pearls 110
11. Papierowy pilniczek
12. Vratizolin
13. Tampony O.B.
14. Portfel
  #warszawska karta miejska
  #stos rachunków
  #łuska karpia sprzed 2 lat chyba
  #garść drobnego bilonu
  #ćwierćdolarówka po przejściach
  #zero banknotów
  #karta do bankomatu
  #legitymacja studencka
  #dowód osobisty
  #zdjęcie Tego Jedynego
  #skalpel
  #wisiorek z żyletką
  #karta biblioteki IfiS
  #karta stałego klienta „Fabryki kopii” :>
15. Mały zeszycik w róże z rozkładami autobusów
16. Zeszyt w maki do wykładu „Historia Filozofii Nowożytnej”
17. Zeszyt z maską zbiorczy na seminaria z Plotyna i Ossowskiej
18. Nokia 3410 w czarnej obudowie
19. MP3-Palyer (dyskografia RAMMSTEIN)
20. Wosk ortodontyczny
21. Pojedynczy klucz do mieszkania
22. Mała łyżeczka (na wypadek, gdyby mnie naszło na jogurt między zajęciami)
23. Rękopis znaleziony w Saragossie Potockiego
24. Dwa tomy „Historii Filozofii” Copplestona
25. Kartki z zapiskami naszych z Potworkiem rozmów z zajęć
26. Butelka z wodą gazowaną
27. Zapasowy zestaw akumulatorów do grajka.

*właściwie plecak (dziś)

torba_baner.gif

Petycja

Ja, niżej podpisana, zwracam się z ogromną prośbą do wszystkich związanych z powstawaniem wydawnictw metalowych, o przykładanie większej uwagi do poprawności języka, którym się posługują. Jeżeli autorów cechuje buńczuczna bezkrytyczność w temacie ich znajomości angielskiego na przykład, to może chociaż wydawca wynajmie jakiegoś filologa? Żeby tym, co rzuca się w oczy na pierwszej stronie popularnego, wysokonakładowego branżowego pisma, nie był rażący byk gramatyczny (vel ortograficzny; zależy, jakie znaczenie chłopcy mieli na myśli)? Bo o tekstach nie wspomnę (skoro ich zrozumieć nie mogę 😐 bo nie ma w nich ani jednego zdania, tylko same zwroty)?
Ja >:]

Hasło na dziś:
#cemetery sadnessly trees

Spring – Winter – Still [here]

Coś w powietrzu karze mi wierzyć – mimo wciąż okupującego ulice śniegu – że doczekałam wiosny, że koniec zimy już blisko. Lada moment – mam nadzieję – pojawi się impuls, który skruszy moją lodową skorupę i pozwoli mi zakiełkować.

Pisałam kiedyś o Moim Ogrodzie; o tym, że jest martwy i nieurodzajny, że nic w nim już nigdy nie urośnie. Czuję, że coś się we mnie wije, gotowe do wyjścia na słońce. Małe i radosne. Silne. Przetrwało zimę, przetrwało śnieżne burze i gradobicia (oh, I’m a snow-dancer…) – znalazło swoją małą, prywatną i przytulną niszę w nagiej stale. W przyszłości zazieleni jej ściany, wypełni życiem…

Skąd u mnie to nasiono?
Nie wiem. Nie wiem, czy zawsze u mnie było i tylko skryło się w mroku, czy może znalazłam je dopiero bądź dostała. Nieważne. Będzie piękne. I dobre. Wyrośnie.

PS. Ta notka oznacza również, że… chyba nie potrafię sobie poradzić ze swoim nałogiem 😐

The End & The Beginning

Era blogowania z nastawieniem ‘na zewnątrz’ dobiegła końca (bo blogi są nudne; bo nie mam czasu; bo nic z tego nie wynika; bo mnie oczy od monitora bolą). Innymi słowy – nie chce mi się.

Co to oznacza? Oznacza to między innymi, że z rzadka tu będę. Że wszystkie te miluśkie maluśkie rybeńki, które przypływają tu, by cokolwiek zostawić i liczyć za wzajemność (w odwiedzeniu ich i zostawieniu po sobie czegokolwiek również, byleby numerka w statystyce) mogą przestać przypływać. Że mam ważniejsze sprawy na głowie.

But still I am watching ]:>