Z niejakim zażenowaniem obserwuję swoje zachowanie w obliczu braku internetu – to jednak żałośnie komiczne, jak szybko człowiek może przywyknąć, a następnie uzależnić się od rzeczy bezużytecznych, a jedynie miłych, otępiających umysł i kradnących czas. Więc w głębi duszy nawet się cieszę, że w taki czy inny sposób sieć zniknęła z mojej codzienności, a jednocześnie czuję się tak jakoś… niekomfortowo; subtelny cień zagubienia bez wygodnego substytutu wszelkiego innego zajęcia. Tak więc wskazanym jest mi chyba udać się na odwyk, co niniejszym czynię. Radośnie, mimo wszystko. Welcome, real world.
Mdły smak współczesności
Nie lubię współczesnej literatury, niczym mnie ona nie pociąga, niczym nie fascynuje. Wchodząc do księgarni, omijam półki z najnowszymi bestsellerami i zmierzam ku klasyce; obecni pisarze tak niewiele mają mi do zaoferowania. Po lekturze spodziewam się wzbogacenia mojej wiedzy oraz chwili estetycznego wypoczynku – a obecnie bardzo źle traktuje się słowo pisane, z czym niesposób mi tak po prostu się pogodzić: albo skąpi się go nieracjonalnie, brutalnie kalecząc język w celu „optymalizacji przekazu”, albo marnuje się potoki słów na to, co nieistotne. A Język Literacki przez niewielu jest dzisiaj rozumiany, wszystko się powoli wulgaryzuje. Oto skutek Sztuki Masowej. I Techniki, a raczej jej wykorzystywania przez człowieka. Bo ja wiem, że gdzieś tu obok są literackie perły; słowa, które nie zostały zmarnowane, które coś ze sobą wnoszą – Kapuścińskiego wydawnictwa na przykład – ale nie mam ani czasu, ani siły szukać ich w tej powodzi literatury przeznaczonej dla przeciętnego czytelnika, zachęcająco opakowanej w kolorowe, błyszczące okładki. Ani tym bardziej wyławiać myśli z potoku niepotrzebnych słów.
Strach
Boję się tego, co ulęgnąć się może w ludzkiej głowie – wiem, co ona może, wiem, co podejrzliwość potrafi. Smutne oczy, napięcie mięśni pod skórą… Wylęgły się gdzieś tutaj – blisko, za blisko… Czuję, jak dobierają się do fundamentów mojego dopiero co zbudowanego spokoju. Jak to jest, że gdy ja się wznoszę, Ty opadasz?
Czekam. Zegar pyka kolejką sekund. Nie wiem, co zrobić z rękoma, z oczyma. Boję się, boję się strasznie. Mgła zawieszona gdzieś przed klawiaturą, literki tańczą po swojemu, myśli odstawiają jeszcze dzikszy taniec, a uczucia bawią się w bachtanki. Tak często lękam się, że ważniejszy, że wygodniejszy okaże się święty spokój – przyjdziesz i stwierdzisz, że tak będzie łatwiej. A ja już wiele więcej nie mogę, bo zniknę. Jestem tutaj, sobą jestem.
Wszystko inne to cienie.
Tylko… pamiętaj o tym… Proszę…
Potrzeba zmiany
Umieszczając każdy kolejny layout, żywię płonną nadzieję, że będzie on ostatnim, że zostanie na zawsze tworząc coś w rodzaju mojego znaku rozpoznawczego. Ale to nigdy nie wychodzi, przez tą potrzebę odmiany właśnie. Duszę się w absolutnej monotonii i zastoju, odczuwam głód tworzenia, modyfikacji. A ostatnio upraszczania. Niech żyje prostota.
Przepraszam za Varius Manx…
…bo wiem, że niektórzy darzą ich antypatią, ale nic nie poradzę, skoro pewne teksty po prostu trafiają do głowy:
I chleb i sól i dobry ciepły dom
On obok śpi, troskliwy niczym Bóg
Przed złem chowa mnie w cieniu swoich rzęs…
A przecież daty nie mają znaczenia – każdy dzień jest świętem, gdy spełniają się sny. I nieprawdą jest, że marzenia przedzierzgnięte w rzeczywistość stają się mniej piękne, przestają tylko być zależne od naszej woli – nie jesteśmy już samotnie nadającym rytm instrumentem. Piękno muzyki symfonicznej tkwi w harmonii, jest ona o tyle bardziej wartościowa od występu solo, że zawiera w sobie wysiłek, by konsonans ten powstał.
Starość
Starszy człowiek stoi na ulicy, wokół niego kolorowe motyle unieśmiertelnione w szklanych trumnach; śmierć za trwałość. Różne kształty, fererie barw wydobyte przez jesienne słońce. Widać, że nie jest zwykłym handlarzem, sprzedaje marzenia – swoje marzenia. Przechodzę obok. To mój kolejny wyrzut sumienia. Chciałabym mu pomóc, z chęcią kupiłabym od niego jakiś okaz i zapewniła, że ten mały kawałek snu będzie w dobrych rękach… Kolekcja wyrzutów sumienia…
Co to za świat, który tak obchodzi się ze starymi ludźmi? Całe życie starali się zachować swoje marzenia, a teraz ubóstwo im je odbiera. Jakby sama starość i postępująca niemoc nie były dość straszne…
Czy – jeśli nie można pomóc wszystkim – to znaczy, że nie warto pomagać nikomu? Gdyby każdy – no właśnie, gdyby każdy… Lenistwo i wygodnictwo strasznie utrudniają wyjście w stronę drugiego człowieka. Nitzche uznał litość za słabość oraz za wroga ludzkiego gatunku i w pewnym sensie miał rację, ale: po pierwsze, to właśnie uczucia i umysł, który jest w stanie pokonać wolę, różnią nas od zwierząt; po drugie, przed losem nie sposób się obronić. Czasem potrzeba tak mało… Dlaczego tak wiele wymaga to wysiłku?
Preferencje
Logika serca
Wbrew zdroworozsądkowej logice, w życiu codziennym sprzeczne uczucia niekiedy dotyczą jednego przedmiotu – choć trudne to do objęcia rozumem, serce często pragnie tego, co budzi w nim odrazę. Czy to rzeczywiście takie niewytłumaczalne? Uczucia – w szczególności uczucia wyższe, jak miłość czy nienawiść – nie wynikają bezpośrednio z wrażeń zmysłowych; obejmują szersze tło i są rezultatem bardziej skomplikowanych procesów, których przedmiot ich jest częścią; procesów tych jest wiele, a każdy z nich z osobna może wywoływać uczucia antynomiczne.
Jak wielu z nas czuje się czasem jak Izolda, jednocześnie kochając i nienawidząc? A przecież te jej odczucia odmienne miały źródła, wynikały z różnych okoliczności, które złączyły się w osobie Tristana.
Życie zajmuje człowiekowi zbyt wiele czasu
Czas, jaki nam jeszcze został, zawsze postrzegamy jako nieskończony – lata przed nami wydają się ciągnąć aż po horyzont pojęcia, pełne miesięcy i dni; to, że obudzimy się następnego ranka wydaje nam się tak samo prawdopodobne jak fakt, że razem z nami wstanie słońce. Wcale nie musimy się obudzić. A nasz czas wcale nie jest nieskończony. Jest żałośnie krótki. Zbyt często o tym zapominamy.
Mam uczucie strasznego marnotrawstwa czasu. Większość rzeczy, na które go spożywam, wydaje mi się czcze nawet z ludzkiego punktu widzenia: gry komputerowe, surfowanie po stronach, blog… Czynności, które nie nadają mojemu życiu żadnej wartości, nie zmieniają jego jakości. Są niczym. Są stratą tych kilku chwil, które – skoro je mam – powinnam obrócić na coś pożytecznego. Albo zrezygnować z nich w ogóle. Żeby zaznaczyć, że znam ich wartość.
Tylko – co innego robić? Wciąż uciekają sekundy… Z każdej sekundy rozliczy nas nasza własna świadomość w chwili śmierci, gdy zdamy sobie sprawę, jak wielu rzeczy nie zrobiliśmy, jak wielu spraw nie dokończyliśmy, zbyt pochopnie przekładając je na jutro, które nie nadeszło.
Gdybym potrafiła czytać w nieskończoność… Na ławce pod zalanym kwieciem czarnym bzem, upita gęstosłodkim zapachem… Wpatrzona w las kamieni…
Moda na śmierć
“Prawdziwy samobójca nigdy nie mówi, co zamierza”, “Samobójstwo to jedynie sposób na zwrócenie na siebie uwagi” – to wszystko są urocze fałsze, którymi ci, którzy przeżyli, starają się odsunąć od siebie odpowiedzialność za to, że niewiele zrobili, że nie zareagowali na znaki ostrzegawcze, które w mniejszym bądź wiekszym stopniu pojawiają się przecież zawsze – czasami są wręcz boleśnie jednoznaczne.
Z każdym samobójstwem związany jest ból, nikt nie rezygnuje z życia tak po prostu; rozstrzygnięcie, czy było warto, to sprawa czysto arbitralna.
Artykuł w KIOSKu Onetu