Visage of fear

My universe has shrinked to one point of materia and light and now is shaking under every mere and simple knit of brows… I feel like falling into endless space, I feel the speed increasing with every second so enormously, that soon there will be no possible way of stopping… I feel like disintegrating, every single molecule gaining her own flickering movement, so that only tears and emotions seem to remain a part of me. Why am I so astonished? I know this condition well, I’ve been falling many times till now – questions rushing through my head are still the same: will I fall like this forever, or will I hit a ground of some kind, wrecking into nothingness?

Granite heaven is descending, seems to be grinding the fragile world below… I’m waiting for the end that will never come, because I will never be able to experience it myself. This is the only end I can undergo. Emotions are deeper since multipled by vacuum.

Wolność

Wolna wola… Onomatoida, której wyimaginowanemu znaczeniu ulega ludzkość, żyjąc w przekonaniu, że nie tyle cokolwiek od niej zależy, co wręcz – większość. Bo na co tak naprawdę mamy wpływ? Na wycinek rzeczywistości tak żałośnie mały, że aż słabo się robi, gdyby głębiej tą kwestię rozważać. Nawet nasze życie rozgrywa się w większości poza naszym zasięgiem, kiedy my obserwujemy je jak widzowie w ciemnej sali kinowej… Niby podejmujemy decyzje, ale przecież nie w naszej gestii leży, spośród czego wybierać nam przyjdzie. Determinacje, którym podlegamy, oplatają nas tak szczelnie, że zwykle nawet ich już nie zauważamy – dopiero uważniej się nad tą kwestią zastanowiwszy, możemy dostrzec kolejne ograniczenia, którym podlegamy.

Ale nie sama znikomość naszego sprawstwa gnębi mnie najbardziej, a fakt, że subiektywne postrzeganie wolności wyboru zależy od stopnia zaawansowania rozważań za ten temat… Bo przecież tylko ci, których umysł pozostaje nim nie skażony, mogą twierdzić z pełnym przekonaniem, że są wolni. Myślenie, które odkrywa przed nami niezwykle skomplikowany układ trybików, z jakich składa się rzeczywistość, bolesnie uświadamia nam, że jesteśmy tylko jednym – kolejnym – z nich, niczym ponad to… W rezultacie im więcej myślimy, tym mniej jesteśmy wolni, a raczej – tym mniej wolnymi się czujemy. I tu właśnie tkwi sedno:
wolnymi są tylko głupcy.

Czy więc nie można na tym świecie być wolnym i – mysleć? Można, ale nie przy potocznym rozumieniu tego pojęcia. “Wolność” na poziomie intelektualnym oznacza w dużej mierze akceptację. Tak jak z psem uwiązanym do wozu: póki biegnie za nim – nawet świadom swego ograniczenia – zachowuje (przynajmniej w jakimś stopniu) swoją “wolność”. Dopiero, gdy chce biec w stronę przeciwną, realia, w których się znajduje, ograniczają go, odbierając mu możność wyboru.

Urodziny

Tak, były dzisiaj… Kolejne – już 20. Czuję się staro, czas się wokół mnie pręży i rozciąga – przecież dopiero co miałam lat 18 i zarzekałam się, że to już połowa mojego życia, że więcej nie chcę… że więcej nie bedzie, bo do tego nie dopuszczę… Wtedy – przeszłość była ogromna, nieskończona – bo moja egzystencja nie mieści się cała w pamięci, wypływa w przeszłość (zapomnianą, niezanotowaną?). Teraz – miałoby być już mniej niż połowa? O dwa lata? Może i one wydają się drobiną w porównaniu do lat 36, nawet do 18 – ale tylko doputy, dopóki nie patrzymy wstecz na lata przebyłe… Te 730 dni to teraz tylko jeden punkt wspomnień, to nic… Kiedyś tym ‘nic’ bedzie całe nasze życie.

Istnieje tylko teraźniejszość – teraźniejszość tego, co było – w naszych wspomnieniach, tego, co bedzie – w naszych rozważaniach o przyszłości, i teraźniejszość – w naszych doznaniach. Wszystko, co ma być, będzie. Może nawet i urodziny za kolejne 365 dni. I może notka na blogu wtedy. A może nie. Przecież to nie ma znaczenia. I tylko jedno jest pewne – następne kilka lat minie mi szybciej, niż całe dotychczasowe moje ‘jestem’.

Prośba

“(…)
-Jakie on ma małe stopy – dziwię się w milczeniu. Jakby czytała w moich myślach. -Nie wykształciły mu się, przecież śpi już prawie 18 lat.
Śpi? (…) On jest bezbronny jak noworodek.

Miał 16 lat i siedem miesięcy, kiedy zemdlał w szkole. Był rok 1985. (…) ‘Czy wcześniej zauważyła pani coś nieprawidłowego?’ Właściwie nie, wszyscy mówili, jaki to mądry i udany chłopak.
(…)
Choroba [SSPE – zapalenie opon mózgowych i mózgu z jego postępującym zanikiem] robiła zastraszające postępy – od głowy szedł jakiś paraliż: przestał połykać, widzieć, słyszeć, mówić. Ale jeszcze ogarniał umysłem swoją sytuację – w rozpaczy pokaleczył się nożem, chciał popełnić samobójstwo.
(…)”

PRZEGLĄD, 8 czerwca 2003

Jeżeli kiedyś opanuje mnie niemoc taka, aby każda czynność zależna być miała od drugiej osoby, jeżeli kiedyś stać mi się przyjdzie żyjącą, czującą i myślącą rośliną – jak Krzyś, jak mój Ojciec – przynajmniej wtedy zrozumcie, przynajmniej wtedy mi nie brońcie. Jeżeli nie będę miała siły – pomóżcie. Proszę. Pomóżcie, a przynajmniej – nie brońcie i postarajcie się zrozumieć.

To, czego nie umiem Ci powiedzieć… przepraszam…

Widzisz, Kochanie -wydaje mi się, że męczą mnie dwa rodzaje “dołków” – intelektualne i emocjonalne.

Dołki intelektualne wynikają z zadumy nad światem oraz – przede wszystkim – z wniosków z niej płynących. Są tym, co było kiedyś buntem i niezgodą na otaczającą mnie rzeczywistość, a – gdy zdałam sobie sprawę, jak nikły jest mój wpływ na ten świat – zastąpione zostało żałobnym milczeniem; są oceanem myśli, łańcuchem argumentów, który krępuje mnie i karze wykuwać się w nieskończoność, jednocześnie wynosząc ku górze, ponad szarą przestrzeń – to moja Cierniowa Korona, która – boleśnie wcinając się w ciało, odbierając uśmiech (ale sam uśmiech tylko, nie zdolność do śmiechu) – sprawia, że jestem tym, kim jestem, a nie bezmyślną, niezdolną do kontemplacji górą komórek w różowym opakowaniu. I – co ważne – jestem w stanie powtórzyć ten dowód, wyartykułować go w dowolnej chwili, by przekonanie o jego słuszności uargumentować.

Inaczej z dołkami emocjonalnymi. Glebą, na której się rozwijają, jest chyba również świat – ale wyrastają nieprawdopodobnie na pożywce z depresji. Pokazują świat z jednej tylko strony, przykrywając całe jego piękno swoimi oślizgłymi cielskami i poddają pod usta gotowe do przełknięcia i przyswojenia wnioski chowając, plącząc i przemanipulowując argumenty. Przygniatają do ziemi i kradną uśmiech – najczęściej bez powodu.
Bo świat w ogólnym rozrachunku pozostaje – owszem – miejscem okropnym, ale to nie znaczy, że nie ma na nim piękna. Życie ludzkie nie ma celu z przyrodzenia, to prawda – i trudno ten cel racjonalnie wyznaczyć, ale to wcale nie znaczy, że jest to niemożliwe.

Dziękuję Ci, że jesteś, i za to, jaki jesteś – i za wszystko, co dla mnie robisz. Również za to, że kiedy padam zrezygnowana na kolana, nie ulegasz moim jękom i podrywasz mnie na nogi, by przymusić do wysiłku. Chociaż przeklinam Cię wtedy w duchu marząc tylko o tym, byś dał mi święty spokój i zostawił mnie sam na sam z moją udręką – wcale tak nie myślę. Chcę, żebyś został – aż wypalą się gwiazdy – i bym kiedyś znalazła słowa, którymi wyrazić mogłabym swą wdzieczność.

Ze śmiercią oko w oko

Obcowanie ze śmiercią twarzą w twarz uświadamia nam, jak kruchym i ulotnym darem jest życie. Ponieważ sami ten cud stanowimy, przyjmujemy go jako oczywisty, konieczny wręcz element rzeczywistości – a tak nie jest przecież. Dla wszystkiego, co żyje, tylko śmierć jest konieczna – samo życie jest jedynie przypadkiem; innymi słowy: to, że jesteśmy, nie jest oczywistym, równie dobrze mogłoby nas nie być – ale jeżeli już jesteśmy, pewnym jest, że nas nie będzie.

Życie człowieka wydaje się być długim – nieskończonym wręcz, bo kto z nas jednoznacznie potrafi wskazać granice swojej egzystencji? Przeszłość rozmywa gdzieś jego początek, przyszłość ukazuje koniec jak fatamorganę – wiemy, że jest, tylko gdzie? Tak naprawdę, to świadkujemy tylko i wyłącznie początkowi i końcowi innych, sami dla siebie pozostając nieśmiertelni – z konieczności bowiem nasza osoba stanowi centrum obserwowanej rzeczywistości; może to jest źródło tego egoizmu? Kiedy nie chcemy pozwolić innym odejść, trzymając ich kurczowo przy sobie?

Nie chodzi mi o to, by do śmierci najbliższych podchodzić ze stoickim spokojem, beznamiętnie – to byłoby nieludzkie. Każda śmierć jest rysą na twarzy świata – każdą śmierć powinniśmy opłakiwać, bo śmierć jest przeciw rozumowi. Ale jednocześnie musimy ją zaakceptować, modląc się do swoich własnych bogów, by oszczędziła doznania straty… – właśnie, komu? Czy będziemy egoistami i modlić się będziemy o to, by nie świadkować smierci żadnego z naszych bliskich, skazując ich tym samym na przeżywanie tego, przed czym sami chcemy się uchronić?

Przyszłość

Boję się przyszłości i tego, co przyniesie. Nie dlatego bynajmniej, że jest ona niewiadomą – bo po całkowitej niewiadomej, opierając się na statystyce, oczekiwać można zarówno tego, co przyjemne, jak i tego, co przykre. Ale w chwili obecnej, wykorzystując obserwację i doświadczenie jako przesłanki i podstawy do przewidywania, wnioski mam jak najbardziej pesymistyczne:

To, co dobre, najczęściej nie ma którędy do nas dojść. I nie dochodzi przeważnie, jak historia pokazuje.

Przyszłość nie jest białą kartą. To płaszczyzna zaplamiona przeszłością.

Walka

Czy można ocalić coś pięknego, coś czystego – przed brudem świata, z ktorego wszystko bierze początek i w czym tkwi z konieczności korzeniami? Z czego wyrasta? Czy mamy dość siły, a przede wszystkim, czy mamy możliwość, by oczyścić swe pragnienia w trakcie realizacji i zaimpregnować je przeciw rzeczywistości? Czy może fakt, że w niej powstają i tkwią, sprawia, że przesiąknięte są nią do głębi i z góry skazane na agonię w bajorze błota?

A jeśli to prawda, czy jest wogóle sens o cokolwiek walczyć, starać się i pocić? Po co?
Jest, ponieważ można walczyć i wygrać. Walka przeciw całej rzeczywistości wydaje się walką z wiatrakami (z ich cieniami, będąc dokładnym), ale nie jest niemożliwą – mimo, że prawdopodobieństwo sukcesu jest bliskie zera. Jeśli choć przez chwilę udaje się ocalić uczucie, to znaczy, że istnieje taka możność – chociaż bardzo prawdopodobne, że stopień trudności jest w większości przypadków zbyt wysoki. W każdym razie – spróbować trzeba. Jeśli i tak skończymy zmasakrowani przez życie i unurzani w pyle ziemi, to ja przynajmniej chcę wiedzieć, za co – za to, że próbowałam walczyć. Moje ciało, zmaltretowane jak każde inne, bo świat to przecież arcysadysta, przynajmniej starało się coś zmienić. A co, jeśli się nie uda? Nic. Każdy kończy tak samo. Tylko życie nas różni.

To ostatnia moja walka – przynajmniej takie mam wrażenie. Życie moje – choć krótkie – przepakowanym mi się zdaje jak stara walizka. Nic bardziej doskonałego – i wartego zachodu – już mi się nie zdarzy. Ryzykuję bez obawy, bo mam świadomość, że “furtka pozostaje zawsze otwarta”.

PS. Jeszcze niedawno twierdziłam, że lepiej się nie wychylać, nie starać się, nie pragnąć, nie ruszać nawet – bo wtedy świat nas nie rani, a lepiej nie cierpieć wogóle – nawet za cenę szczęścia. Niestety… ta droga nie eliminuje cierpienia, a tylko minimalizuje jego odczuwanie. To tylko placebo. A ja nie chcę żyć w kłamstwie, przynajmniej siebie samej nie chcę okłamywać. Terapia zastępcza, wynikająca z czego – z tchórzostwa? ze słabości? Dość. czas podjąć decyzję. “Intrygi tego świata nie są dość zabawne, ani cierpienia dość małe, aby utrzymać swe łzy” – cytując Kostrzewskiego – i by wegetować na nim. Koniec leżenia w barłogu, jęczenia i narzekania. To obrzydliwe. Przez ostatnich sześć lat obserwowałam rzeczywistość z odrazą, pomna Twoich uwag, Mój drogi – i chciałam podążyć Twoją drogą, jednak bez niezbędnych refleksji – z podziwu tylko, z zafascynowania Twoim autorytetem. Znalazłam kolejny element układanki, już wiem, jakie miałeś motywacje. Miałeś prawo odejść. Już rozumiem, dopiero teraz Ciebie rozumiem:

Czy walczyłeś raz?
Czy choić raz wygrałeś?

KAT

Zgubny cień podejrzeń

Słowa są kapryśne – napływają do głowy gwałtownym, bogatym strumieniem w dziwnie przypadkowym momencie, by uciec jak złośliwe chochliki, gdy weźmie się do ręki pióro i zawiśnie nad czystą, gotową do ich przyjęcia kartką papieru.

Rozpiera mnie radość – wzbiłam się ponad chmury w odległe niebiosa i, chwyciwszy boga za stopy, huśtam się wśród światła nieosiągalnych gwiazd… I tylko brzemię przynależności do podksiężycowego świata ciąży mi ołowiem, ściąga w dół: obawy, niepewności, wątpliwości… rzucają ponury cień paranoi na moje świeżo zdobyte szczęście. Męczy mnie to – ja sama siebie męczę. Bo przecież co mi po nich? Jeśli to wszystko ma runąć jak domek z kart, to przecież chociaż te chwile powinny pozostać w mojej głowie niczym nie splamione… Tak, Mój Drogi – to Twój spadek. Ty odszedłeś, zostawiwszy mi tylko nieufność wobec świata i klucz do królestwa myśli. Dziękuję Ci za to i przeklinam zarazem – każdą przyszłą radość zatrułeś podejrzeniem, amortyzując równocześnie każdy mój upadek przyszły.

Światło jest cudowne. W świetle kapać się jest cudownie. Żyję właściwie “co drugi dzień”, od jednego do drugiego dnia słonecznego. Egzaminy jakoś nie mogą wyegzekwować dla siebie czasu. A to bardzo źle.

Instrukcje Życia

1. Weź pod uwagę, że wielka miłość i wielkie osiągnięcia zawierają w sobie wielkie ryzyko.
2. Gdy coś tracisz, nie trać tej lekcji.
3. Zastosuj zasadę SSS:
#Szacunek dla siebie
#Szacunek dla innych
#Stuprocentowa odpowiedzialność za wszystkie czyny
4. Pamiętaj, że nie otrzymanie tego, co chcesz, jest czasami cudownym łutem szczęścia.
5. Naucz się zasad, tak abyś wiedział, jak je właściwie łamać.
6. Nie pozwól, aby mała niezgoda zniszczyła wielką przyjaźń.
7. Kiedy zdasz sobie sprawę, że popełniłeś błąd, natychmiast poczyń kroki, aby to naprawić.
8. Spędzaj trochę czasu samotnie każdego dnia.
9. Bądź otwarty na zmiany, ale nie porzucaj swoich wartości.
10. pamiętaj, że cisza jest czasami najlepszą odpowiedzią.
11. Prowadź dobre, honorowe życie. Kiedy się zestarzejesz i będziesz je wspominał, przeżyjesz je z radością jeszcze raz.
12. Atmosfera miłości w Twoim domu jest podstawą Twojego życia.
13. Podczas kłótni z kochanymi osobami, zajmuj się tylko bieżącą sprawą. Nie przywołuj przeszłości.
14. Dziel się swoją wiedzą. To sposób na osiągnięcie nieśmiertelności.
15. Szanuj planetę, na której mieszkasz, i środowisko, w którym żyjesz.
16. Raz do roku pojedź do miejsca, w którym jeszcze nie byłeś.
17. Pamiętaj, że najlepsze partnerstwo to takie, w którym Wasza wzajemna miłość przewyższa Wasze wzajemne oczekiwania.
18. Oceniaj swój sukces przez to, z czego musiałeś zrezygnować, aby go osiągnąć.
19. Podchodź do miłości i gotowania z beztroskim zaniedbaniem.
20. Nie podnoś głosu, niech go znajdzie ktoś biedniejszy od Ciebie.