Nie ma sensu rozważać, czy zanim pojawiło się światło, istniał Wszechświat. Nawet, gdyby istniał, nikt by tego nie zauważył. Dopiero ono odkryło istnienie, wydobywając je z mroku, zagłębuając się we wszystkie zakamarki i zgłębiając wszystkie tajemnice. Jego pojawienie się zapoczątkowało Czas.
Światło nie pojawiło się samo. Niósł je Wilk o Złotym Futrze – zwany Nosicielem Światła. Nie był starszy od Wszechświata, ani odwieczny, ale będąc Światłem czas odmierzającym, sam był Czasem. Widział i wiedział wszystko, a raczej – prawie wszystko: to, co było dostępne dla jego promieni. A prędzej czy później – dostępne było dla nich wszystko.
Wilk o Złotym Futrze, niosąc światło, przebiegał cały firmament, czasem dla zabawy goniąc iskrzące się ogony Krążących Gwiazd i tarzał się radośnie w blasku Małych Słońc, którym udzielał swej jasności. I biegł tak, aż rozdzieliły się Wody i powstało Życie.
Wilk o Złotym Futrze z ogromnym zainteresowaniem śledził rodzące się zróżnicowane życie. Mimo tysięcznych jego przejawów, tworzyło ono integralną jedność i odradzało się nieprzerwanie po każdej destrukcji, pojedyńczej czy masowej. Życie żyło i nie było niczym więcej; nie było dobre, bo nie było złe, nie było szczęśliwe nie znając smutku, nie wiedziało o sobie i nie potrzebowało tej wiedzy.
Pewnego dnia Wilk o Złotym Futrze ujrzał nowy przejaw życia, inny niż wszystkie poprzednie. Naga i słaba istota, bez futra, które chroniłoby ją przed zimnem czy gorącem, bez pazurów ani kłów, by móc wywalczyć swoje miejsce, podniosła się z ziemi na dwóch słabych nogach. A choć tak słaba, tak krucha, że całą swoją energię winna była zużyć do walki o przetrwanie, zamarła tylko, zdziwiona światem, by po chwili za pomocą krzykliwych dźwięków porządkować rzeczywistość, którą zastała.
Wilk o Złotym Futrze, współwieczny czasowi i wszystkowiedzący, z zaskoczeniem patrzył na zbudowaną z marnego prochu istotę, która zdziwiła się nad światem, i postanowił to nagie stworzenie niewiele silniejsze od szczenięcia obdarzyć czymś, co pozwoliłoby mu bez pomocy kłów czy pazurów przetrwać wśród Życia, ktore nie zastanawiając się rozproszyłoby je znowu w pył, by podnieść z niego setki ślepych stworzeń.
I Wilk o Złotym Futrze rozbudził świadomość człowieka, pokazując mu, że jest. Ale człowiek, ujrzawszy siebie poza Życiem, dojrzał swój koniec. A nie był odwiecznym Wilkiem ani niezniszczalnym światłem, ani ostatecznym czasem – a tylko kupą prochu, która przypadkiem obdarzona została rozumem. A gdy zdał sobie człowiek sprawę z tego końca – bo ukazując mu jego indywidualność, Wilk oddzielił go tym samym od reszty Życia, które całkowicie było nieskończone, skoro wszystko, czym było, powielało się w nieskończoność – obwinił o to Wilka.
I tak sprowadził Wilk na świat Śmierć i Świadomość Życia, i myślenie. A człowiek znienawidził i przeklął Wilka, który otworzył mu oczy i wskazał gwiazdy.
A Wilk o Złotym Futrze pobiegł dalej, zasmucony skutkiem swego dzieła.