Bo każdy ma swoją Nemesis

Któryś z moich umarłych kochanków – posądzałabym o to Marksa czy innych takich, ale ja nigdy nie miałam pamięci do imion – stierdził, że esencją człowieczeństwa jest praca i że bez zajęcia człowiek dziczeje bądź się rozpływa. Widocznie wtedy za młoda byłam, by w tym prawde dojrzeć, albo po prostu nie miałam jeszcze doświadczenia nic-nie-robienia. Obecnie, w poczekalni na jutro (które mogłoby w końcu przynieść mieszkanie w Bagienku), właśnie nic nie robię bo nic do roboty nie mam (prócz kupowania butów na wysokim obcasie, seksownej bielizny i innych zabawek). I z każdym dniem czuję, jak rozpływam się coraz bardziej. Godziny, dni, tygodnie nie mają znaczenia, bo ja przecież nie mam żadnych terminów… Przesypiam połowę życia, bo przecież do wieczora jeszcze daleko…

Nadludzkim wysiłkiem zmusiłam się, by stanąć twarzą w karty mojej Nemesis… Przygotowywałam się do tej konfrontacji jak pszczółka do inwazji gniazda szerszeni – powoli, z obrzydzeniem… Ale z niejakim sukcesem. Po raz pierwszy od – literalnie – miesięcy napisałam stronę, której nie tylko nie skasowałam pod koniec mordęgi, ale wręcz jestem z niej zadowolona. Przestałam się rozpływać.

I nawet mam termin, nowe odliczanie… Dwa tygodnie i jeden dzień.

Frozen Queen of the North

Zimno, przerazliwie. Nad ranem pod moja letnia kolderka budzi mnie mroz… cudownie.

Ale… coz, po raz kolejny przekonuje sie, ze wizytuje kraj cywilizowany. Rano weszlam do lazienki, a tam – wlaczany kaloryfer. Sama nawet nie pomyslalam przez ostatni niemalze tydzien, by sprobowac wlaczyc ogrzewanie w swoim pokoju, bo przeciez w Polsce mija dobrych kilka zimnych dni, zanim laskawie uracza cieplem. Tak wiec, dzisiejsza noc obejdzie sie bez szczekania zebami, a poranek bez przerazajacego wyskakiwania z lozka w ziab i pobijania rekordu w jak najszybszym zakladaniu na siebie _czegokolwiek_.

B. wykonal wirtualny roll na podlodze, gdy napisalam mu o swoich zalozeniach.
Cywilizacja!

Urok

Podobno mam w sobie wiele uroku… byc moze, trudno zaprzeczyc, biorac pod uwage objawy u osob postronnych. Ale w porownaniu do mojej Rodzicielki, ktora za usmiechy i dobre slowa jest w stanie przejechac pol Europy w dwa dni… coz.

Od dwoch i pol miesiecy nieustannie po mojej blond-glowce tlukla sie mysl, jak bardzo chcialabym, zeby Maminy urok i blogoslawienstwo jej arcymistrzostwa w poslugiwaniu sie tymze po raz kolejny wyreczyly mnie w pewnej niezwykle newralgicznej kwestii: gdzie zatrzymac sie w nocy z 30 wrzesnia na 1 pazdziernika… Oczywistym pierwszym ruchem, ktory winna bylam wykonac na samym poczatku mojego pobytu tutaj, bylo zapytanie Housemeistera, czy moglabym opuscic pokoj z samego rana pierwszego (zgodnie z umowa sladu po mnie ma nie byc 30 wrzesnia). Coz, niesmialosc… nosilam sie z tym przez dni siedemdziesiat, az wreszcie – dopingowana przez wizje ponad dwudziestuczterech godzin na lotnisku badz tulania sie po hostelach (…bez internetu!!!) zebralam sie w sobie i, pokonawszy bariere jezykowa i wciaz przypominajac sobie samej w myslach, by sie usmiechac i ogolnie byc bardo mila… pytanie zadalam i uzyskalam pozwolenie. Tak wiec, szczesliwa Wisienka.

W ramach dygresji: niezwykla jest potega kultury i trudno z siebie pewne rzeczy wyrugowac. Jako ateistka, od dziesieciu niemal lat walcze z odruchem (moze raczej z odezwem?) uzywania zwrotow takich, jak ‘Jezus, Maria!’ czy ‘Moj Boze’. Bez wiekszych sukcesow. Szczerze powiedziawszy, z mniejszymi nawet, niz w kwestii przeklenstw…

Coz, po holendersku sie tych zwrotow nie naucze, wiec problem po prostu przestanie istniec!

Like a virgin

Nigdy nie postrzegalam dziewictwa jako cos szczegolnie wartosciowego… najprawdopodobniej z racji domu, w jakim dorastalam; dzis z pelnym przekonaniem stwierdzic moge, ze domu niezwykle liberalnego, ale w tym dobrym slowa znaczeniu: z umiarem.

Szczerze powiedziawszy, nie przypominam sobie jakis powaznych rozmow na temat seksu… no moze z wyjatkiem dylematu jaki mialam jako kilkuletnia dziewczynka, gdy rodzice nie uzgodnili wersji i nie wiedzialam, czy dzieci sie w koncu biora z kapusty, czy od bociana… Dylemat zostal naturalnie szybko rozwiazany: dzieci uklada bocian pod kapusta i tam mamusia je znajduje. Co ciekawe, pamietam, ze nigdy w to nie wierzylam, tak samo, jak w Mikolaja, ale milo bylo zartowac sobie z rodzicami 🙂
W kazdym razie – zadnego pompatycznego przemowienia o reprodukcji nie bylo. Nawet nie pamietam, z jakiego zrodla zaczelam czerpac informacje… podejrzewam, ze z Bravo, by potem je weryfikowac u Mamy. A ze Bravo bylo moja i I. glowna lektora podczas 3-miesiecznych pobytow na Mazurach, a Kacik Intymny zawsze byl o tym samym i w roznych konfiguracjach, a odpowiedzi na te wszystkie durne pytania mimo wszystko sensowne podobnie, jak dodatkowe informacje Rodzicielki, patrzac z perspektywy czasu przyznac musze, ze nasze rozeznanie teoretyczne w temacie bylo bardzo dobre. Procz takiego jednego malego szczegolu, ale naszczescie obylo sie bez konsekwencji.

Nacisku na dziewictwo rowniez nie bylo. Nie przypominam sobie ani jednej rozmowy – ba! nawet stwierdzenia! – ze to cos, co wniesc trzeba w posagu mezowi. Nigdy nawet tak o tym nie myslalam, a utwierdzilam sie w tym przekonaniu, gdy ‘znajomki’ na roznych mlodziezowych obozach wpadaly w histerie i gleboka emocjonalna traume, bo Ja go kocham i dalam mu swoj najwiekszy skarb myslac, ze to juz na zawsze, a on… Potwornie irytowal mnie fakt – a terminu feminizm nie znalam wtedy nawet ze slyszenia – ze Najwiekszym Skarbem dla samiczek bylo to samo, co stanowilo najwiekszy obciach dla samczykow – absolutna powsciagliwosc. Dlatego bardzo wczesnie wyrobilam sobie opinie, ze dziewictwo wartosc ma zadna i jest bardziej klopotem, niz czymkolwiek innym, i ze pozbyc sie go chce z kims, kogo bynajmniej nie zamierzam traktowac przyszlosciowo.

Szkoda tylko, ze nie wpadlam na pomysl, by tym kims byl ginekolog ze skalpelkiem. Albo przynajmniej ktos bardziej doswiadczony, lub z dystansem do tematu, jak ja. Bo nawet, jesli w traume nie wpedzal by mnie fakt, ze on nie docenil mojego Skarbu (bo za Skarb tego nie uwazam), to na pewno do stanu wkurwienia doprowadzala by mnie swiadomosc, ze jakis nieopierzony gnojek przechwala sie znajomkom, ze rozdziewiczyl laske, jakby to bylo niewiadomo jakie osiagniecie. Moim kosztem? Argh!

Samego faktu absolutnie nie zaluje. Nigdy nie czulam, bym cos stracila – raczej, ze pozbylam sie czegos wyjatkowo uciazliwego. Nie uwazam tez, by moje rozwiazanie bylo najlepszym (patrz powyzej), bylyby lepsze. Ale dziewictwo niczego nie dowodzi, stwierdzic wrecz musze, ze ogranicza. Moze to i mila idea, by dzielic intymna sfere zycia z jednym tylko partnerem, nie mowie nie. Ale zycie ma to do siebie, ze kaze weryfikowac plany i nas sie o zdanie nie pyta: co z tego, ze na dzien dzisiejszy jestem absolutnie przekonana, ze reszte swoich dni chce spedzic z kims i nigdy ale to nigdy sie Nim nie dzielic ani nie byc dzielona? Wiem, ze czas moze to przewartosciowac. Wiem, ze przewartosciowal nie raz.

Bynajmniej nie jestem za rozwiazloscia – rozwiazlosc, podobnie jak calkowita wsztrzemiezliwosc, za moim ukochanym profesorem Holowka uwazam za wysoce nieetyczna. Idee wiernosci partnerowi uwazam za piekna i – nawet, jesli potrafie zrozumiec zwiazki, ktore toleruja zmiany partnerow w roznych konfiguracjach – jedyna dopuszczalna dla siebie. Nie chce sie dzielic, niedobrze mi sie robi na mysl o tym, ze moglabym byc dzielona. Ale dziewictwo sie ma nijak do tego, dziewictwo nie jest cnota – po prostu jest, nic nie trzeba robic, by je posiadac, zadnego wysilku. Jesli czegos nie mozna osiagnac, a tylko stracic, to nie jest to zadna wartosc.

Moja Nibylandia

Moglabym tyle napisac…

…o tym, ze przed przejazdem kolejowym czeka wiecej rowerow, niz samochodow,

…o autobusach na trasie na lotnisko, w ktorych nie ma kierowcow,

…o hekrarach schludnych blizniakow z zadbanymi ogrodkami,

…o sklepach-tylko-dla-doroslych, ktore nie wygladaja jak bunkry czy nory z pomalowanymi na czarno szybami, a zwykle sklepy z usmiechnieta starsza pania za lada i otwartymi, wcale nie skromnie zastawionymi witrynami,

…o obiadach niewaznych bez deseru,

…o masle orzechowym, ktore rzeczywiscie smakuje tak, jakby bylo zrobione z orzechow i tylko z orzechow,

…o rodzinnym zmywaniu naczyc na sposob, ktory chyba sproboje zaszczepic mojej mamie,

…o candy shops pelnych moich ukochanych, czarnych zelek… solonych: raz, dwukrotnie badz potrojnie (na potrojne nie mialam, odwagi…),

…o wodzie, ktora mozna pic prosto z kranu i ktora nie sprawia, ze zycie po prysznicu staje sie dla mnie niemozliwe bez polgodzinnego rytualu nakladania balsamu,

…o jednym jedynym smieciu na chodniku, ktorym byla… puszka Debowego Mocnego?

Byc moze powinnam raczej napisac…

…o Jego rodzicielce, ktora – wedlug slow rodzenstwa – byla przynajmniej tak samo zdenerwowana, jak ja,

…o szefie, ktory przy butelce lokalnego piwa (Heineken? Grolsh? That’s piss! Especially the exported ones… we Dutch keep the best for ourselves! So we don’t drink those…) pyta, kiedy przyjezdzam do nich pracowac,

…o kolacji przy swiecach,

…o morzach komplementow,

…o zabawach i zabawkach,

…o zapachu kawy na skorze,

…o pozegnaniu, gdy blagalam w myslach, by ten glupi pociag wreszcie odjechal?

Nowy licznik… Dni osiemnascie. Co potem, nie wiem.
Boje sie… boje sie jedynie codziennosci.

I pracy. Dostane ogromny, ogromy kredyt zaufania, jesli ta decyzja zostanie koniec koncow podjeta… I boje sie, ze ta praca wlasnie moze nas zabic. Nie dlatego, ze sobie nie poradze (powoli ucze sie zakladac Paranoicznej Mnie kaganiec), ale dlatego, ze wspolna praca oznaczac bedzie 24/7. On delektuje sie tym pomyslem, ale ja… coz, ja jestem stara madra wiedzma i wiem lepiej.

Tej nocy nie zaznasz odpoczynku, Chlopcze

Uwielbiam isc ulica i miec swiadomosc, ze dobrze wygladam. Lubię isc
chodnikiem i obracac za soba glowy przechodniow, jak pileczka na meczu tenisa ciagnie za soba twarze widowni, lub widziec przesmieszne akrobacje mimiczne tych, ktorzy za wszelka cene nie chca pokazac, ze patrza. Widziec, jak kierowcy przejezdzajacych obok samochodow staraja sie zlapac moj widok, zanim znikne w tyle.

Zawsze lubilam starszych mezczyzn, najlepiej minimalnie o piec lat, w porywach – trzykrotnie. Los platala mi figle, karzac kochac sie we mnie mlodszym, pieknym jak mlodzi bogowie… bez historii na gladkich cialach, tylko z wielkim entuzjazmen i potencjalem twardosci, gotowym do uzycia, gdy tylko sie zblizalam. Badz usmiechalam. Badz po prostu bylam, pisalam, mowilam.

Zawsze lubilam ciemnych, z bestia w oczach i brutalnoscia w dloniach… Los tu tez platala mi figle, podsuwal jasnych, delikatnych…

Czy Jej uleglam? Nie wiedzialam, gdy ulegalam. Ha! Nie wiedzialam nawet, ze ulegam.

-Do you know that there are three years between us?
-I… I know.
-*breathes again*

Widziec Jego twarz, gdy jestem zrodlem jego radosci, przyjemnosci… delektuje kazdym Jego grymasem. On jeszcze tego nie wie, nie w pelni rozumie… moze to i dobrze? Mowi, ze mam wladze nad Nim nie wiedzac, jaka ma nade mna.

Teraz jeszcze bardziej lubie isc ulica i czuc na sobie spojrzenia, te pozadajace i te pelne zawisci. Bo teraz to, ze sa, ma wiekszy sens.

Roller coaster

Jestem zmeczona… potwornie zmeczona tym ciaglym wzbijaniem sie na wyzyny szczescia i spadaniem na sam dol czarnej rozpaczy i przerazenia. Paranoiczna Ja nie ustaje w wyliczeniach, co moze sie nie udac, jakie to wszystko naciagane, jak malo prawdopodobne, a Pani D., z usmiechem Giocondy, siedzi przy stole saczac herbatke. Czerwona. Bo mamy bolesnie podobne gusta, ja i Ona.

-Have I ever complained about anything that is You?
-Yes, about the Paranoid One.
-True. Apart from that Paranoid One, you are perfect. And purrrfect.

Potrzebuje tego weekendu, gdybym miala czekac kolejne cztery tygodnie, by moc znowu czytac jezyk Jego ciala i upewnic sie, ze to wszystko prawda, chyba bym zwariowala. Jeszcze bardziej. To juz by chyba byla drobna przesada, nawet jak dla mnie. Rozpadlabym sie znowu na te wszystkie osobowosci i chyba za stara juz jestem, by sie moc znowu pozbierac.

Niemilosiernie irytuje mnie ten stan, brak calkowitej kontoroli nad soba sama, wystawianie najdelikatniejszych miejsc jak tarczy strzelniczej… Pozwalam sobie nan tylko dlatego, ze mimo wszysto balans zyskow i strat przemawia za taka, a nie inna konfiguracja. Poza tym… przeciez w tym braku kontroli, mam kontrole. To moja decyzja.

Czy umiem sie odkochac?
Umiem. Cudowna umiejetnosc, Legendary Trait. Tylko po co? Skoro widze na horyzoncie cos interesujacego? I skoro, przyznac musze, ten stan wzbudza taka jakas… masochistyczna przyjemnosc. Czyli idealnie, moje klimaty.

Nie, poczekam, zobacze.
Najwyzej wprowadze jeszsze wiekszy bajzel w swoje zycie, kolejny rok opoznienia.

Tylko, czego ja sie niby boje? Przeciez znam najwieksze sekrety, najswietsze tajemnice, magiczne sztuczki…

The best way to hold a man is in your arms.
Mae West, cudowna kobieta.

Friends with benefits

“Fucking friends”, jak sama nazwa wskazuje… Ja pierdole…

Pierwsza reakcje, jaka we mnie ten temat wzbudza, to
daleko posuniety wstyd za zasciankowosc i ignorancje pewnego
srodkowoeuropejskiego narodu… Czy zasob angielskiego slownictwa u
Polakow naprawde ogranicza sie do fuck, shit, motherfucker, I love you, ass (nie podejrzewam wiekszosci rodakow o znajomosc tak ‘wyrafinowanych’ zwrotow, jak whore czy cunt)?

Fucking friends jest… jest terminem
bezsensownym, splodzonym pewnie przez jakiegos polskiego gangsta, ktory
– uslyszawszy o tym fenomenie – chcial zaimponowac znajomkom, ale
niestety slowo benefits wykraczalo poza zasieg jego
intelektu, wiec siegnal po jedyny termin, ktory zwykle znajomkom
wystarczal. Tyle, ze to wlasnie te jego znajomki to fucking friends i generalnie nic to z seksem wspolnego nie ma. A nam chodzi o friends with benefits. Google it, ffs, it doesn’t hurt… much…

Pora na meritum.
Nienawidze dogmatow, taka juz jestem. Nie tylko
religijnych, wszystkich: po to mamy mozgi, by z nich korzystac
(przynajmniej ci, co mozgi maja… i poznali zasady obslugi). Juz nawet
nie chodzi mi o uznawanie seksu za grzech, ale o cala ta mitologie
milosci, ktora wokol tej czynnosci narosla przez tysiaclecia na pozywce
kulturalnej… na sile laczac seks z miloscia.

Owszem, seks w polaczeniu z miloscia to zazwyczaj
mieszanka cudowna, narkotyczna, ekstatyczna, ktorej kazdemu zycze.
Zazwyczaj, ale nie zawsze, co z autopsji wiem. Wedlug religi jest
grzechem, jesli zainteresowani nie ubrali wczesniej obraczek, wedlug
poetow jest celem istnienia i jedynym slusznym sposobem, na jaki
odbywac sie to powinno.

Seks w polaczeniu z obraczka, wedlug religii najlepiej
bez specjalnych fajerwerkow, milosc zupelnie niepotrzebna. Wedlug
poetow brudne, nic nie warte, jesli nie ma milosci.

Litosci. Ja rozumiem, ze dominujaca czesc ludzkosci
nie mysli i potrzebuje jasnych czytelnych regul by jako-tako w miernym
pozadku funkcjonowac. Niech sobie funkcjonuje, wybierajac jedna badz
druga strone konfliktu, w sumie nawet bezpieczniej jest, jak nie mysli.
Ale zupelnie nie pojmuje, czemu z dzialajacymi mozgami daja sie zlapac
w te dogmaty.

Seks… jest. Jest wyjatkowo przyjemna aktywnoscia,
bardzo prywatna, idealnie praktykowana z osoba, ktora sie kocha. Ale
fakt, ze takiej osoby byc moze nie ma, nie powinien oznaczac, ze ta
aktywnosc jest nieosiagalna! Grzech wsadzcie sobie gdzies i dopchnijcie
obranym korzeniem imbiru (nie zapomnijcie napisac, jak bylo). Wiec
dwoje ludzi odkrywa, ze razem tworza cos niezwykle przyjemnego, jest im
dobrze. Sa ze soba szczerzy co do intencji, nie krzywdza sie nawzajem,
idealnie rowniez nie krzywdza nikogo innego… Jak dla mnie, absolutnie
racjonalne i godne uznania zachowanie, rozwiazanie byc moze nie dla
kazdego, ale zdecydowanie godne rozwazenia i na pewno lepsze, niz
jednonocne przygody czy wiazanie sie z kims na sile, czy brak seksu w ogole (jesli komus go brakuje). Nie jest to ozcywiscie latwy uklad, bynajmniej nie dla kazdego, ale to juz zupelnie inny temat.

Cnota czystosci?
Zdecydowanie jestem za nic co ludzkie, nie jest mi obce.

Cheating Genes

Po prostu nie moge oprzec sie tej refleksji…

Ma sie cudownego Significant Other: przystojnego (tak, jestem plytka), inteligentnego, nadajacego na tych samych falach i w ogole… raj na ziemi, tymczasowa obraczka na palcu.

Do biura wchodzi kontrahent, Amerykanin o azjatyckich korzeniach… sliczny jak to azjaci, ale wysoki, bardzo dobrze zbudowany… w dobrze skrojonym garniturze… Wspolpracownik costam do mnie mowi, nie mam pojecia co, umknal mi kwadrans spotkania developerskiego… bo patrzylam sie na samca jak totalna samica… dopiero blysk obraczki na jego palcu obudzil mnie, wylewajac mi kubel zimnej wody na glowe: Tez masz taka, suko. Mam. Absolutnie sie jej wypierac nie bede, pomaga mi zniesc te trudne chwile, gdy zdaje sobie sprawe, ze nie poczuje Jego zapachu, gdy wroce do domu. Ze dzieli nas kilkaset kilometrow, ze miedzy Warszawa a Eindhoven jest 666 mil.

Co bym zrobila, gdybym mogla..?
Nic. To, ze moje geny z przemozna checia wymieszaly sie z jego pierwszoklasowa mieszanka nie znaczy nic, bo od czegos mam przeciez mozg. Ale wypierac sie faktu, ze zaczelam sie slinic na jego widok, nie ma sensu. Zaczelam. I przynajmniej do mnie dotarlo, ze nie moge miec pretensji do Niego, gdy Jego Potwor wyje za jakas inna spodnica. Potwor to Potwor, lowczy pies genow. Postaram sie sie unosic duma, tylko… stac sie jeszcze slodsza, sliczniejsza i ogolnie, obracac jeszcze wieksza czesc glow na ulicach, w ramach slodkiej zemsty.

To zabawne.
Rok temu z niejakim obuzeniem zastanawialam sie, jaki facet nie chcialby widziec swojej kobiety calujacej dekolt innej kobiety (i nie tylko dekolt…).
Dzisiaj ledwie moge ukryc bol, jaki sprawia mi fakt, ze On nie mialby wiele przeciwko… (jesli moglby najpierw podziwiac, a pozniej sie dolaczyc…). Mysl, ze bylby w stanie sie mna podzielic, nawet z kobieta… brrr. Z jednej strony jestem wdzieczna za to, ze nie stara sie takich mysli przede mna ukryc i jest ze mna szczery, z drugiej… chyba jednak wolalabym slodkie klamstwa.

Tak latwo jest prosic o slodkie klamstwa, gdy zna sie gorzka prawde.

PS.
Martwie sie o Wisienke… chyba sie zatluke plastikowa butelka jesli to nie byla pomylka i ten ktos wrocil i znalazl jej kryjowke…

Movie night

Milo jest ewokowac groze z bezpiecznego zacisza domowych pieleszy, serwowac sobie zastrzyk adrenalinki w kontrolowanym otoczeniu.

Gorzej, gdy groza w sposob niekontrolowany wkracza w nasze zycie codzienne. Badz (co)nocne.

Mam dosc lekki sen, wyrobiony zyciem w domowym szpitalu (choroba nie zna przeciez pojecia ciszy nocnej) i byciem matka chorego Kota. Zwykle ze snu wyrywalo mnie nocne stolowanie sie mieszkajacej gdzies pod rynna rodziny szczurow (chyba…) w zaroslach przy tarasie, ale dzis…

…dzis ze snu wyrwal mnie szczek metalu w zamku drzwi do mojego pokoju. A ja lezalam tam, ledwie dostrzegajac kontur framugi, wsluchujac sie w ten zgrzyt marzac, by to byl sen badz jakis zesluch, zeby on dobiegal z innych drzwi… ale dobiegal z moich.

Przez szereg dlugich sekund nie moglam sie ruszyc podczas, gdy tryby w moim mozgu krecily sie jak szalone, a zamek dalej szczekal.
 Czy ktos moze go otworzyc z zewnatrz? Nie, zawsze zostawiam przekrecony klucz z mojej strony, nie da sie z drugiej wsunac klucza… stad to szczekanie… Ktos usilnie proboje otworzyc te drzwi… Chcialam wstac i je otworzyc, ale gdy juz odzyskalam jakakolwiek wladze w konczynach zdalam sobie sprawe, ze musialabym to zrobic albo nago, albo owinieta w koldre, albo za jakies piec minut, gdy znalazlabym jakiekolwiek odzienie.

Po chwili szczekanie ustalo, po kolejnych kilku sekundach wydawalo mi sie, ze uslyszalam zamykajace sie inne drzwi.
Siegnelam po komorke: druga w nocy, godzina po tym, jak poszlam spac. Wiec raczej na pewno nie zly sen, faza REM nie zaczyna sie tak szybko…

Pomylka?
Czyja, do cholery? Tylko piec osob powinno miec klucz do drzwi zewnetrznych apartamentu: ja, moich trzech wspolmieszkancow i Hausmeister. Nam czworgu raczej trudno byloby pomylic drzwi: chyba, ze kompletnie po pijanemu. Ale nie slyszalam zadnych ‘pijackich’ dwiekow, obijania sie, niepewnosci ruchow klucza… pewne siebie mocowanie sie z zamkiem, ktory mial sie otworzyc…

Ktos ma klucz do mojego pokoju?!
Musial pokonac zewnetrzne drzwi, to zapewnia moj klucz. Chcial otworzyc moje drzwi. To rowniez zapewnia moj klucz. O drugiej w nocy.

Po co?
Gwalt? Tak, mam paranoie jesli chodzi o gwalty, ale raczej nie. Nie chodzilo o mnie tylko o pokoj, ktos ma do niego klucz i postanowil to wykorzystac. Przypomnialam sobie, ze nie chcialo mi sie wyjmowac makulatury ze skrzynki od dobrych dni kilku, to podobno wyrazna wiadomosc dla zlodziei, ze nikogo nie ma w domu.

Co teraz?
Coz, bez wywazenia drzwi nie otworzy. Nie kiedy jestem w srodku i moj klucz w zamku. Chcial uzyc tej cichej drogi, a nie na przyklad wybijac szybe, wiec do rana jestem bezpieczna.
Kurwa, moj laptop. Wziac do pracy? Za ciezko… Schowam (wlasnie tego zaluje…).

Nie czuje sie dosc swobodnie. Jak ma sie czuc czlowiek, ktoremu ktos sie w nocy proboje dostac do mieszkania. Kobieta, raczej bezbronna, w dodatku zupelnie naga. Naprawde nie usmiecha mi sie targac za soba Wisienki (chociaz cholera, naprawde zaluje, ze dzisiaj tego nie zrobilam), wrzucilam tylko do torby inne najcenniejsze drobiazgi (czyli paszport; i bilet do Eindhoven). Do tego momentu czulam sie tutaj bezpiecznie…