Stoję nad samą krawędzią przepaści, jeszcze jeden krok a przestrzeń połknie mnie i stłamsi… Jeszcze jeden krok, niedostrzegalne poruszenie, mniej niż wyciągnięcie ręki… Runę w dół, by roztrzaskać się o skalne krawędzie ukryte przed wzrokiem we mgle… A może? Może gwałtowna siła północnego wiatru porwie mnie ku chmurom? Chwyci w objęcia i wyniesie wysoko ponad niegościnną ziemię? Ale ja jestem tylko człowiekiem, nie mam skrzydeł, nie latam… Ta ziemia, od której tak czy inaczej zapragnę się uwolnić, upomni się o moje ciało i przyciągnie mnie z porywczą zazdrością ku sobie. Gdy namiętność wiatru osłabnie, runę w dół i czaszkę roztrzaskam o skały.
A może jednak – zostać Ikarem? Dotknąć słońca i, płonąć, zginąć? Może to jednak jest najpiękniejszym, na co dano mi nadzieję? Czy może – podążać wzdłuż przepaści dalej, aż ciało ze starości osłabnie i, upadając, samo w otchłań runie?
Ta granica jest tak eteryczna, tak niedostrzegalna… Prędzej czy później nie zauważę nawet, jak ją przekroczę.
Czy rzucanie się w przepaść już teraz ma sens? Słońce może okazać się przecież tylko iluzją, kolejnym żartem naszego Stwórcy (jeżeli On dba o nas na tyle, by chociaż się nami bawić)? Może tam na dole, tuż przy skałach, słychać tylko urągliwy śmiech, więc lepiej spaść będąc starym i przygłuchym, bo wtedy się go nie usłyszy? Nie wiem, mam zamiar iść balansując tak długo, jak się da, dopóki nie uznam, że mam już dość, że chcę zobaczyć, co jest pod tą mgłą.
Czy jeżeli granicę i tego nie zauważę, bedę mogła iść dalej, nie spadając?
Zauważysz, gdy zaczniesz spadać.
A może zacznę spadać dopiero, gdy to zauważę?
Jak na kreskówkach?
Wiesz co, ja tak powaznie i uroczyście rozumuję, a Ty… ale o to mniej więcej chodziło.
Wydaje mi się, że ten moment jest jednoczesny – albo przynajmniej rónowazny. Może to zależy od osoby? Od sytuacji? Póki będzie Ci się wydawać, że idziesz dalej, nie spadasz. To tak, jak z lataniem/spadaniem. Kiedy mozna odróżnić jedno od drugiego? Gdzie jest różnica? Tylko w zgodności z Twoją wolą. Nie ma jej, póki spadasz tak, jak chciałabyć lecieć.
Ale jeśli chcę lecieć w górę, a spadam, to wtedy jest ogromna różnica. Sądzę, że dopóki nie stwierdzę, że “przekroczyłam granicę, powinnam spaść” – nie spadnę.
No właśnie – gdybyś chciała “iść w dół”, to (z pewnym przymrużeniem oka oczywiście) możnaby było stwierdzić, że nie spadasz. A bgez stwierdzenia faktu, on dla nas nie istnieje.
I o to mi chodzi. Mogę przekroczyć wszystkie granice, nie zauważyć tego i nie ponieść konsekwencji. Różnica między spadaniem a lataniem jest taka, że spadania nie kontroluję i odbywa się ono tylko w jednym kierunku, a polecieć mogę wszędzie.
Jeżeli nie zdasz sobie sprawy dodatkowo z faktu, że poniosłaś konsekwencje, to rzeczywiście odbierzesz to tak, jakbyś ich nie poniosła. Różnica między spadaniem a lataniem też jest subiektywna, obiektywnie nie istnieje – np. wtedy, gdy chcesz lecieć na dno przepaści.
Lecz chociaż daleka ta granica, czujesz jej bliskość…umierasz…
i wznieść się ku niebiosom.. lekka.. i wolna.. jak ptak..
zastanawiam się jak szybko spadłabym w dół.. mając lęk wysokości..
..
Byc Ikarem. Tu i tak nic dobrego nas nie czeka.
zdecydowanie zostać ikarem my dear… tylko dla tej jednej chwili żyć, dotrwać do niej, i rozprysnąć się w słońcu na milion kawałków…
Proponuję zostać Ikarem , to jest ciekawsze , chociaż tylko na krótką chwilę…
Zastanawiająca notka…
lepiej spłonąć od razu, niż zostać rozwianym przez wiatr…
Ode mnie rady się nie spodziewaj 😉
Dopiero teraz zrozumiałam potęge Twojej osobowości…
jestesmy tylko ludzmy mamy prawo upadac i podnosic sie nie mamy prawa latac bo na ten dar zasluza nieliczni ale nie po tej stronie zycia