Kartki z podróży

8 IX 2003, Warszawa
Warszawa budząca się ze snu, w bladoróżowej poświacie. Spokój i senność nie przegoniona jeszcze wyścigiem po pieniądze. W chłodzie poranka, rozlanej po ulicach szarości, uchwycić można cień piękna tego miasta, ukryty za dnia w spalinach. Co tu jest pięknego? Nie wiem doprawdy. Może właśnie rezonans miedzy Warszawą pędzącą, pełną chamstwa, a uśpioną i niegroźną? O szóstej rano wydaje się całkiem niewinna… Zza szyby samochodu prawie pomyliłam ją z Berlinem czy Wiedniem… Może dlatego, że właśnie sprzątnięto ulice?

9 IX 2003, Chorwacja
Drogi ruchu na południu – jakże odmienne od naszych! Wtopione w ściany skał lub białozielonych domków, udekorowanych dużą ilością roślinności, jeśli są zamieszkane. Miasta wychodzą na ulicę z samego rana, zbliża się pół do ósmej, a mieszkańcy już rześko załatwiają swoje sprawy przy samej krawędzi drogi, którą w obie strony pędzą autokary pełne wizytatorów z innego, bardziej powściągliwego świata. Kawiarenki zacienione winoroślą, których białe plastikowe stoliki niemal stoją na asfalcie, a których goście ze szczerym uśmiechem piją szprycer (wino rozrobione z wodą) – panuje w nich nastrój tak swobodnego biesiadowania, że aż ma się wrażenie, iż, gdyby kierowca autokaru zwolnił lub zatrzymał się na chwilę, goście z radością zaoferowaliby podróżnemu kieliszek przez okno.

A za kolejnym zakrętem górskiej krętej drogi, nagle szarobłękitna pustka – morze, którego horyzont splata się z niebem w uścisku nie do rozróżnienia. Chorwacja to małżeństwo gór i słonej wody, takimi są również jej mieszkańcy – twardzi i temperamentni, zdają się czerpać w cieniu swoich winorośli o wiele więcej z życia niż ludzie z północy.

Porównując morze zieleni i morze błękitnej wody, nie wiem doprawdy, któremu przyznać prymat przedmiotu obserwacji bardziej zajmującego. Przyroda wydaje się być tu bardziej ekspansywna, walcząc o swoje w niegościnnym klimacie. Jej przejawy są bardziej urozmaicone, światłocień wydobywa z kiści igieł lasów piniowo-sosnowych niesamowite barwy. Rankiem przeciwstawia się temu pokazowi witalności tafla morza gładka (!) jak lustro stawu, powielająca wiernie kolor nieba nad sobą. Tylko przy brzegu dostrzec można ukryty w nim potencjał niezwykłości, którego zapowiedzią jest lazurowy błękit płycizn.

Wybrzeże Chorwacji podziwia się właściwie z lotu ptaka – tu, gdzie morze całuje stopy wyniosłych gór, droga przeważnie wiedzie nad przepaścią, wydarta stromiznom stoków. Woda, plaże okolone lazurem, domki o glinianych wypalonych słońcem dachówkach – to wszystko jest w dole, pod stopami…

21 IX 2003, Orebic
Koniec września, a tutaj panuje niemoralne wręcz gorąco. Słońce pali skórę, gorące powietrze wysusza gardło powodując nieustanne pragnienie. Ludzie skłonni są nadłożyć dwa razy drogi, byleby tylko iść, schroniwszy się w cieniu. Koniec września, więc cień ten daje w końcu jakieś schronienie…
O jedzeniu przez większą część dnia się nie mysli, jest na to za gorąco, poza tym głód oszukiwany jest przez napoje. Jedzą tylko Niemcy, mieszkający w klimatyzowanych pokojach i poruszający się wszędzie klimatyzowanymi autami. Reszta pije i czeka na wieczór.

3 Replies to “Kartki z podróży”

  1. Chorwacja.. nigdy tam nie byłam. Nigdy nie zaznałam tego piękna o jakim mówisz. Ale w przyszłości kto wie..
    może dane mi będzie zobaczyć ten kraj. Połączenie gór i morza jest rzeczywiście niesamowite. Góry to mój drugi dom, a morze to łzy..
    Moje i tylko moje..

    -zagubiona-

  2. ludzie powiadają że w Warszawie nawet światła na przejsciach dla pieszych gdzieś sie śpieszą…
    a dalekie kraje (dalekie od miejsca gdzie jestem) są mi bardzo bliskie

Leave a Reply to miedzy-dobrem-a-zlem.blog.pl Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *