List

Mój Drogi,
piszę, bo łatwiej jest mi zebrać myśli bez pośpiechu, ponad to emocjonalnie bardziej jestem spokojna, a to zaowocuje pewnie większą przejrzystością wywodu.

Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej i, że dogłębnie rani Cię każda plama zimnego cienia, która skapuje ze mnie, bo chciałbyś, bym nigdy już się w tej ciemności nie zanurzała. Teraz pewnie rani Cię moja pani D. Bardziej niż mnie… Ale nie mogę się pozbyć wrażenia, że spoglądasz na sytuację w sposób jednostronny: dostrzegasz tylko swoją porażkę w tym, że nie udało Ci się mnie całkowicie od Niej uwolnić, a nie chcesz przyjąć do wiadomości ogromnego sukcesu – sukcesu niewątpliwie znacznie przekraczającego skalę tej ‘porażki’ – że zamiast potopu ciemności, ona już tylko na mnie kapie. Dajesz mi sens życia, którego dotąd nie potrafiłam znaleźć, nadzieję, której próżno szukam i siłę, by przetrwać. Twierdzisz, że to za mało, skoro wciąż mam okresy załamania i zwątpienia – ja twierdzę, że to dużo – to mój sen o cudzie, który się ziścił.

Nie wymagaj ode mnie, proszę, abym w przeciągu kilku miesięcy wydostała się z przepaści, w którą pogrążałam się latami. Mówisz, że chciałbyś mnie wziąć w ramiona i wybić całą szybkością swych skrzydeł od razu na górę, ale – zrozum, to jest niemożliwe, ja potrzebuję czasu na dekompresję jak nurek, który powraca z głębin, inaczej mnie zabijesz – rozsadzisz od wewnątrz ciśnieniem myśli, których jeszcze nie rozplątałam.

Twierdzisz, że nie wymagałbyś tego ode mnie, gdybyś nie miał pewności, że to jest możliwe. Ale błagam, pamiętaj, że ja nie jestem Tobą – mimo tylu podobieństw, które nas łączą. Jak już Ci tłumaczyłam, nie każdy jest zdolny do tego samego, humanista nie opanuje wysokiej matematyki; przynajmniej nie od razu.

Pamiętaj też, proszę, że ja dorastałam za rękę z cieniem, że ciemność i ból ukonstytuowały mnie taką, jaką jestem, jaką mnie wybrałeś. Na nich rozwinęłam swój intelekt, spojrzenie na świat i układ wartości, jestem tym przeniknięta i dlatego nie da się wyrugować ich ze mnie od razu, wyrwać za jednym zamachem. Na obecnym etapie śmiem wątpić, by uwolnienie mnie z tego cienia całkowicie było w ogóle możliwe. Nie obruszaj się, proszę, i przeczytaj uważnie: na tym etapie. Wiem, że proces ten jeszcze się nie zakończył, czuję, że części tych cieni mogę się jeszcze pozbyć, ale teraz – w tej chwili – wiem, że nie wszystkich. Być może niedługo dojdę do wniosku, ż usunąć mogę kolejne – ale to przyszłość.

Mówisz, że powinnam skorzystać z porady specjalisty, ale to już za mną; w moim przypadku jedynym, co mogą uczynić, jest przepisanie mi proszków, ale one nie usuną problemu, a tylko złagodzą skutki. Psycholog, psychiatra nie zaoferują mi nawet w połowie tego, co dajesz mi ty, nie przywrócą sensu życia. Nadrzędnym celem mojej egzystencji stałeś się ty i działasz lepiej niż chemia.

Proszę Cię więc jedynie o to, byś został ze mną i uwierzył, że ja chcę zostać z Tobą. Każdy ma złe dni, ja mam je ponad normę – przyznaję, ale równocześnie dzięki Tobie przezywam najpiękniejsze chwile na świecie. A kiedy znowu Cię skrzywdzę jakimś słowem pełnym zwątpienia – błagam, pamiętaj, że zadawanie Ci bólu jest ostatnią rzeczą, której pragnę i, że to był wypadek, jak wyślizgnięcie się szklanki z mokrej dłoni. A ja – muszę te wszystkie śmieci z siebie wyrzucić, wydalić niczym toksyny, by się nie zatruć; dlatego znajdujesz je rozrzucone w pobliżu.

Na zawsze Twoja,
Ja.

8 Replies to “List”

  1. Z pokorą przyjmuję Twoje słowa. W wielu miejscach masz rację. W zasadzie to wszystko co napisałaś ma sens. I nie, nie ma “ale…” 😉

    Nie pozstaje mi nic innego jak podziękować. Zatem…

    Dziekuję.

    Nie masz chyba wątpliwości co do moich intencji?

    Oddany tylko Tobie
    Lucyfer, Gwiazda Zaranna, Dawca Światła, Wilk o Złotej Sierści. Pierwszy z Zastępów.

    A, byłbym zapomniał, jeśli kiedyś zdarzy mi się popędzać Cię podczas lotu ku Świetle – proszę, zwróć mi uwagę. Czasami nie myślę o zasięgu swoich skrzydeł…

  2. Chciałam napisać Ci coś mądrego o świetle, nadziei etc. Ale to nie jest list do mnie, a na cudze listy nie odpowiadam.

  3. Kiedyś miałam podobny problem – była osoba, której na mnie zależało i pragnęła
    mojego szczęścia, a co za tym idzie pogodnego uśmiechu malującego się na mej
    twarzy. Wiedziałam, że ranie ją taką jaka jestem. Zdecydowałam więc “ubrać
    maskę” i udawać. Na zewnątrz byłam radosna i pogodna a wewnątrz czułam jakby
    mi ktoś wbijał tysiące szpilek w serce. Wtedy zrozumiałam, że nie warto udawać,
    nawet dla kogoś kogo kochamy. To zbyt bardzo rani, poza tym gdy osoba się potem
    dowie, że to było tylko udawanie, zaboli ją to bardziej, niż brak radości w codziennym
    życiu.
    Jeśli temu komuś udało się Ciebie chodź na chwilę wyciągnać z mroku, to myślę, że zrobił
    i tak wiele i powinien być z tego dumny, ponieważ ja wiem, że to łatwe nie jest. A cierpliwość
    w niektórych sytuacjach jest wskazana – powodzenia.

  4. “milosc ci wszystko wybaczy…” mam nadzieje, ze i w tym przypadku te stwierdzenie bedzie prawdziwe… zycze ci tego z całego serca..

Leave a Reply to piro Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *