No i…?

Ambitne studia bez przyszłości; kucie, zarzynanie umysłu w bardzo niezbędnych dla życia kwestiach, jak „Czy istnieją nieweryfikowalne prawdy”? I po co? Czy coś z tego mam? (To zależy od Twojej definicji rzeczy…)

Mam. Tym, którzy nie rozumieją, nie da się wytłumaczyć. Mam, i chociaż może wolałabym w ogóle nie mieć, teraz odrzucić nie mogę.

(lenie czytać nie muszą)
Spotkałem w ciągu swoich podróży starego bramina, człowieka pełnego roztropności, bystrego i uczonego. Co więcej, był bogaty a tym samym jeszcze mędrszy, ile że mając wszystkiego pod dostatkiem nie potrzebował nikogo oszukiwać. Dom jego prowadziły bardzo składnie trzy piękne żony, które na wyprzódki starały mu się przypodobać; kiedy zaś bramin nie bawił się z kobietami, zajmował się filozofowaniem.
W pobliżu jego domu, który był piękny, strojny i otoczony uroczymi ogrodami, mieszkała stara Hinduska, bigotka, głupia i biedna.

Bramin ozwał się pewnego dnia: – Chciałbym się nigdy nie urodzić.
Spytałem, czemu. Odparł: – Studiuję od czterdziestu lat i widzę, że mogę uważać te czterdzieści lat za tracone; pouczam innych, a sam nie wiem nic; stan ten rodzi we mnie tyle upokorzenia i niesmaku, że życie mi wprost obrzydło. Urodziłem się, żyję w czasie, a nie wiem, co to czas. Znajduję się w punkcie pomiędzy dwiema wiecznościami, a nie mam żadnego pojęcia o wieczności. stworzony jestem z materii; myślę, a nigdy nie zdołałem rozeznać tego, co wytwarza myśl; nie wiem, czy pojmowanie jest we mnie prostą własnością jak chodzenie, trawienie, i czy myślę głową, tak jak biorę rękami. Nie tylko zasada mojej myśli jest mi nie znana, ale zasada moich ruchów również jest dla mnie ukryta; nie wiem, po co istnieję. Tymczasem zasypują mnie co dzień pytaniami o to wszystko; trzeba odpowiadać; nie mam nic rozsądnego do powiedzenia; gadam wiele i kiedy skończę mówić, wstyd mi za samego siebie.
Gorzej jeszcze, kiedy mnie pytają, czy Brahma począł się z Wisznu czy też obaj są wieczni. Bóg mi świadkiem, nie mam o tym najmniejszego pojęcia; widać to z moich odpowiedzi. “Ach, wielebny ojcze – powiadają – poucz nas, czym się dzieje, że zło zalewa całą ziemię.” Jestem w równym kłopocie jak ci, którzy mnie pytają; tłumaczę im niekiedy, że wszystko dzieje się jak najlepiej: ale ci, których spotkała ruina lub kalectwo, nie chcą w to wierzyć, ja też nie. Chowam się do domu przygnieciony własną ciekawością i niewiedzą. Czytam dawne księgi, ale one zdwajają jeszcze ciemności wkoło mnie. Zwracam się do innych braminów; jedni odpowiadają, że trzeba używać życia i drwić sobie z ludzi; inni mniemają, że wiedzą coś, i gubią się w niedorzecznych rojeniach; wszystko to wzmaga jeno bolesne uczucie, jakiego doświadczam. Bliski jestem niekiedy rozpaczy, kiedy myślę, że po wszystkich dociekaniach nie wiem ani skąd się biorę, ani czym jestem, ani dokąd pójdę , ani co się ze mną stanie.

Stan tego zacnego męża obudził we mnie prawdziwe współczucie, jako iż był to człowiek nad wyraz rozsądny i najlepszej wiary. Zrozumiałem, że im więcej miał światła w głowie a czucia w sercu, tym był nieszczęśliwszy.

Tegoż dnia spotkałem staruszkę, sąsiadkę dobrego bramina: pytałem, czy martwi ją kiedy to, że nie wie, jakiej przyrody jest jej dusza. Nie zrozumiała nawet pytania: nie zastanawiała się nigdy ani przez chwilę nad sprawami, które dręczyły bramina. Wierzyła z całego serca w metamorfozy Wisznu i byle miała od czasu do czasu wodę z Gangesu, aby się opłukać, uważała się za najszczęśliwszą z kobiet.

Uderzony szczęściem tej biednej istoty wróciłem do filozofa i rzekłem:
– Czy nie wstyd ci być nieszczęśliwym, gdy tuż pod twoim domem znajduje się stary bezduszny grat, który nie myśli o niczym i żyje zadowolony?
– Masz słuszność – odpowiedział – powtarzałem sobie sto razy, że byłbym szczęśliwy, gdybym był równie tępy jak moja sąsiadka, a mimo to nie chciałbym takiego szczęścia.

Ta odpowiedź bramina sprawiła na mnie głębsze wrażenie niż wszystko: wszedłem w siebie i dostrzegłem, że w istocie nie chciałbym być szczęśliwy pod warunkiem, że będę głupcem.

Zwróciłem się z tą kwestią do filozofów, którzy podzielili moje zdanie. – A jednak – rzekłem – istnieje jakaś sprzeczność w tym sposobie myślenia: ostatecznie bowiem o cóż chodzi? o to, aby być szczęśliwym. Cóż znaczy, czy się jest rozumnym, czy głupim? Więcej jeszcze: ci, którzy są zadowoleni z istnienia, są zupełnie pewni, że są zadowoleni; ci, którzy rozumują, nie są równie pewni, że dobrze rozumują. Jasne jest tedy – mówiłem – że byłoby wskazane zgodzić się na brak rozsądku, o ile ten rozsądek staje się źródłem udręczeń.
Wszyscy podzielili moje zdanie; mimo to nie znalazłem żadnego, który by się chciał zgodzić na zamianę i stać się głupcem po to, aby być szczęśliwym. Wywnioskowałem stąd, że jeśli przywiązujemy wagę do szczęścia, bardziej jeszcze przywiązujemy ją do rozumu.

Bądź co bądź, zastanowiwszy się gruntownie, sądzę, że przekładać rozum nad szczęściem dowodzi wielkiego nierozsądku. Jak więc wytłumaczyć tę sprzeczność? Jak wszystkie inne. Można by o tym wiele mówić.

“Historia Dobrego Bramina”
Wolter

11 Replies to “No i…?”

  1. jesli szukasz Sensu, to musze cie poinformowac, ze nigdy go nie znajdziesz…

    czego tak naprawde oczekujesz od zycia i czego w nim szukasz ?

  2. Za to cenię filozofię… za odpowiedzi, które nie raz potrafi dać… za odpowiedzi, które przynoszą pocieszenie… nie ważne jak nikłe i ulotne by ono było…

  3. Żadna nowość. Seek well in the past, and You will find the proof.
    Właściwie, to do tej pory wydawało mi się, że jestem jednym z niewielu propagatorów opinii, że Sensu nie ma.

  4. witam!Przypadek sprawił iż trafiłem na twojego bloga, po zaznajomieniu sie z nim, dochodze do wniosku, że my chyba się znamy( jesteśmy razem na roku(z ta róznicą iz ja jestem na wieczorowych), zreszta chyba kiedys razem w Parku z Wojtkiem byliśmy, z tego co mnie pamięć nie myli). Trzeba przyznać iż twojego internetowe dzieło jest bardzo interesujące z racji podejmowanych w nim zagadnień/problemów. Na pierwszych rzut oka, zauważalne są tu pewne tematy, które zapewne są dla ciebie bardziej nurtujące niz inne. No nic, postaram się w najbliższym czasie pokusic się o jakis tam mój skromny komentarz(min:esej o samobójstwie-bardzo ciekawy), bo pózna godzina odstręcza od jakiegokolwiek wysiłku intelektualnego. Podjełaś także temat sensowności studiów nad filozofią – cóz ja moge powiedzieć, czasami także u mnie pojawiają się podobne pytania. Ale mimo to myśle iż ten wysiłek wielogodzinnego ślęczenia przed ksiązkami(który mimo tego bardzo często przeradza się w przyjemnośc i satysfakcje), jest wart poświeconej pracy, mimo iż jak trafnie stwierdziłas “Tym którzy nie rozumieją[tego], nie da się wytłumaczyć”. To by było na razie tyle, niestety jestem totalnie wyjałowiony umysłowo po “zarzynaniu umysłu” przy lekturze pana Tarskiego. Pozdrawiam!

  5. Ave, kochanie! :*
    Nie wiem co w starych ludziach takiego nadzwyczajnego, ale oni zawsze są mądrzy i doświadczeni! 😉 Rozumiem, przeżyli swoje w życiu i nabrali doświadczenia, oraz zdobyta wiedza pozwala im dawać przykład innym. Tylko dlaczego dopiero na starość rozumiemy, to wszystko co nas otacza?
    Przytulam mocno! :* 😉

  6. Świadmość własnego życia często daje dużo więcej szcześcia niz świadomość. A jednak wiele ludzi wybiera nawet nieszczęście, byle Żyć….
    Ja też wątpię w Sens… Bo niestety wymknął mi się z rąk…
    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie…

  7. oh, nie, kazdy dyskordianin o tym wie, z reszta ja znam duzo ludzi, ktorzy wiedza, ze sensu nie ma

    a co do filozofii, to nad tym sie zastanawialem… ale doszedlem do wniosku, ze podobne rzeczy mozna opanowac czytajac ksiazki filozoficzne, albo obeznac sie z filozofiami roznych religii i polaczyc je we wlasna

  8. nie umiem.. i nie lubię uczyć się tego, co mnie nie interesuje.. nie lubię wkuwać.. teoria.. to mój odwieczny wróg.. czy nie lepsza po prostu jest praktyka?.. Tak.. mogę powiedzieć, żem dość bogata w doświadczenia.. lecz tego nigdy za wiele.. cóż.. a mogło być przecież dużo gorzej..

    niepoprawna ze mnie…. optymistka.. ;]

Leave a Reply to Bladee.. Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *