Powoli odzyskuję kontrolę nad swoim życiem. Chyba; może okazać się, że tracę ją do końca. W sumie niewiele tego zostało, więc niewielka strata, nieprawdaż?
Ponieważ nie byłam w stanie pokonać swojego uzależnienia od krzemu, podjęłam jedyną słuszną decyzję: skoro ja nie mogę żyć bez krzemu, niech krzem mobilnie żyje ze mną; tym sposobem narodziło się moje własne, kochane, krwistoczerwone i podobno już kultowe dziecko: Wisienka. Wisienka jest malutka, leciutka, eXtra-Prze-zarąbiSta. Kot wydaje się zazdrosny i to słusznie, bowiem Wisienka grzeje lepiej, niż on 😉 Eh, pełna rozpusta, teraz będę mogła programować, wylegując się w łóżeczku. Życie bywa piękne, czasami… szczególnie, gdy dwie najcudowniejsze na świecie istoty mruczą ci cieplutko do ucha i uspokajająco wibrują…
: The last firstborn Celldweller
lubie jak jestes szczesliwa 🙂