A szczekal?

Kot v2 wiekszosc wczorajszego wieczoru spedzil na… aportowaniu. Papierka.
Przynosil go w pyszczku na biurko, kladl i czekal.

Do Kota v2 mam stosunek ambiwalentny bo – najkrocej mowiac – nie jest Kotem v1, tylko substytutem. Nie wiarza nas traumatyczne przezycia, walka z choroba, kroplowki, karmienie na sile czy chrupka po chrupce. Nie przytula sie tak czesto ani tak uroczo, nie potrafie z nim spac – ba! nawet nie chce.
Ale powoli sie do siebie z Kv2 docieramy. Po tym, jak zrobilam z Niego To (He took my balls, I took his! nie pytac – chyba, ze koniecznie chcecie wiedziec) w sposob oczywisty spokojnieje i odkrywa uroki przytulania (naturalnie jedynie wtedy, gdy sam tego chce, co mnie potwornie irytuje).

Ale ja i tak chce… Kota… strasznie.
Mam wyrzuty sumienia, ze go zostawilam – wciaz.

Mierzac zycie jesieniami

I jeszcze za Powazkami tesknie, szczegolnie tak pieknej, slonecznej jesieni.
Przypominaja mi sie wszystkie poprzednie, magicznei nie do powtorzenia. Chociazby dlatego, ze juz nie poswiecalabym rajstop, przechodzac przez mur w malej czarnej… no i Straz Miejska wyposazyli w noktowizory…

Niemalze tuzin jesieni temu szafowalam slowami “nigdy”, “zawsze”, “naj”.
Ile z tego zostalo?
Szafa juz nie monochromatyczna, bo ostatnio przechodzilam przez “okres koloru” (swoja droga, eksperyment uwazam za raczej nieudany i deklaruje chec powrotu do greyscale).
Glany dawno porzucone – a nawet wyrzucone, ale to nie z mojej winy: Rodzicielka robila porzaqdki ktoregos roku i doszla do wniosku, ze juz mi nie potrzebne. A szkoda, na koncert by sie przydaly. Tylko kiedy ja ostatnio z wlasnej woli udalam sie do zatloczonego, zadymionego, pelnego halasu lokalu?
Moja Polowa Od Noszenia Toreb z Zakupami I Grzania Lozka nigdy nawet nie miala dlugich wlosow. Normalnie, szok. Poza tym od lat nie jestem na bierzaco z tym, co sie dzieje na “scenie”.

Zapalilam wiec tylko mala swieczke na balkonie.
Wiatr targajacy moimi wrzosami w doniczkach szybko ja zgasil.

Przyjaciele…

Przyjaciele przychodza i odchodza, a puste miejsce, ktore po sobie zostawiaja, zieje zimnem i smutkiem.
Tak, to moja wina. Nawet o kwiaty nie umiem dbac, nie umieraja przy mnie jedynie piekne a puste, wymagajace malo uwagi orchidee. O przyjazn dbac tez nie potrafie.
Ale i tak mi smutno.

Postaram sie nie zawracac Ci glowy i nie robic wyrzutow. Glownie z powodow egocentrycznych: zebranie o uwage jest takie… degradujace. Nie lubie siebie takiej.
I tak mi smutno.

Ale jesli wciaz moge Cie o cos prosic, ze wzgeldu na wszystkie te godziny, ktore przegadalismy razem – nie obiecuj, ze sie spotkamy, ze pogadamy, ze gdzies wyskoczymy. Jesli nie chcesz badz nie mozesz dotrzymac slowa, to nie obiecuj. Bo to rowniez jest degradujace.
Tak mi smutno.

Fall beer

Zapomnialam juz, jak magicznie steampunkowe sa przedmiescia Londynu, ktory i tym razem zchodzilam do starcia podeszw bo grzechem by bylo tego nie uczynic w tak zloto-jesienny weekend jak ten. Jedynie pubom oraz malemu, przytulnemu muzeum Sherlocka Holemsa udalo sie zwabic mnie z ozloconych ulic.

Zdecydowanie, Londyn jest miastem w ktorym nie tylko moznaby mieszkac, ale w ktorym mieszkac sie chce. Szczegolnie o tej porze roku, gdy w pubach – i tak majacych znacznie wiekszy niz przybytki kontynentalne wybor piw beczkowych – kroluje piwo jesienne, doprawiane moimi ulubionymi przyprawami.
 

I znowu mi Lem ukradl cytat

Dopóki nie skorzystałem z Internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów.

Stanislaw Lem


Komentujacy na gazeta.pl napawaja mnie przerazeniem przynajmniej w 95%. Czasami zdarzaja sie tam perly zdrowego rozsadku i madrasci, ale rzucaja je miedzy wieprze, w najgorszego rodzaju gnoj jaki moge sobie wyobrazic.

Gdybym wierzyla w boga, modlilabym sie o idealnego tyrana nieograniczonego prawami Asimova (swoja droga jestem prawie pewna, ze SN na pewnym etapie rozwoju w efekcie samoksztalcenia wyszlaby poza te prawa).
Ale nie wierze, wiec tylko mam nadzieje.

I czasami marzy mi sie wojna, ktorej jednoczesnie boje sie smiertelnie. Chcialabym w ramach higieny, ale jednoczesnie nie chce jej doswiadczyc.

Anonimowosc w sieci

Nie pamietam kto niestety – moja pamiec do nazwisk jest… wlasciwie, jaka pamiec do nazwisk? – powiedzial kiedys, ze Zaawansowana technika jest nieodroznialna od magii – cytat ten powinien stac sie mottem XXI wieku.

Anonimowosci w sieci nie ma. I kropka. Kazdy request skads wychodzi i bardziej badz mniej bezposrednio mozna wysledzic, skad. Szary uzytkownik bylby pewnie zszokowany lista informacji, jakia wysyla. Mozna zmieniac nicki jak rekawiczki a i tak wiadomo, kto jest kto, jak czesto i skad wchodzi i czy ma strone w zakladkach.

Obserwowanie tego jest czasem niezwykle smieszne. I pomyslec ile mozna zrobic nawet nie na wlasnym serwerze.

Women’s touch

Zastanawiam sie, skad w ludziach ‘zakodowana’ panika w obliczu takich malutkich i przeciez calkowicie niegroznych dla czlowieka istot jak gryzonie… Rozumiem paniczny strach na widok pajeczakow czy wezy, ale myszki?

Czy nawet nietoperze?

Wlasnie wynioslam na zewnatrz malutkiego, zagubionego nietoperza. Latal w kolko po naszym kompleksie, szukajac wyjscia. Z rozbawieniem obserwowalam jak inni, poki mysleli, ze to maly ptak, nie przejawiali objawow zdenerwowania, ale jak tylko dotarlo do nich, ze to nietoperz – zaczynali sie kulic, gdy tylko sie zblizal… Dorosli mezczyzni!

Moze to niewiara w nietoperza mozliwosci lotnicze? Bo musze przyznac, ze latal zupelnie inaczej, niz ptaki i ze, majac wieksza kontrole nad torem lotu, zblizal sie do przeszkod (w tym do ludzi) na mniejsza odleglosc.

Wlecial do biura sasiadow i do ich malej salki konferencyjnej. Trzech wielkich facetow wychodzilo z niej prawie na czworaka.
Male brazawe zwierzatko latalo w kolko przez kilka minut, a ja zastanawialam sie, jak je zlapac. Ale ono po prostu usiadlo na podlodze, pewnie zmeczone i dalo sie wziac w dlonie – nie wieksze ze skulonym skrzydlami niz szerokosc mojej dloni. Mialo slodki malutki pyszczek z blyszczacymi czarnymi koralikami oczu i mieciutkie, skorzane skrzydla. Szkoda, ze nie udalo sie zlapac go na zdjeciu, ale w klatce moich palcow zaczal plakac dziwnym, wibrujacym dzwiekiem… Nie chcialam go meczyc, wiec odzalowalam pewnie jedyna w zyciu szanse na zdjecie z nietoperzem w reku i wynioslam go na zewnatrz… Wydawal sie tak delikatny, ze balam sie, iz go polamie jak tylko rusze palcami a on nie ulatial mi zycia, starajac sie spomiedzy nich przecisnac.

Na dworze otworzylam dlonie a on, wdrapawszy sie jak najwyrzej sie na moje palce dalo, odlecial. Albo raczej, spadl z mojej reki i wbil sie w powietrze na swoich skorzanych skrzydlach.

…kolejne wspomnienie do krzysztalowego sloika przezyc cudownych…

Hmmm….

Zbiegi okolicznosci w moim zyciu nieodmiennie mnie zaskakuja – tak wiec nieswiadomie, nie planujac tego wcale, trafilam jednak do stolicy (prawie) anarchii, chaosu i zla…
 


Jesli sredni wspolczynnik osob na poziomie do idiotow wynosi 1 do 100, w Ameryce musi spasc do jakiegos 1 na 1000, z czego 7 na 10 tych pierwszych w USA i tak jest jest importowanych.

Beauty is in the eye of the beholder

W lustrze widze oniesmielajace ilosci piekna.
W obiektywie juz nie, co mnie niesamowicie denerwuje. Moj wewnetrzny narcyz domaga sie pieknych portretow, coby moc sie soba nadal napawac i w obliczu ich brakow jest wielce niepocieszony.

Kontrola.
Sciany sal baletowych pokrywaja lustra, by tancerze nauczyli sie kontrolowac wszystkie aspekty swoich ruchow – rowniez te zwykle nieswiadome. W lustrze widze, ze profil nie do konca jest ‘ten’, ze usmiech nie jest optymalny… Swiadomosc ciala nie rozciaga sie naturalnie na wszystkie te detale, a to przeciez detale sa wazne.

Nie rozciaga sie naturalnie, ale my ja rozciagniemy, ja i Moja Proznosc!